Rosyjska koncentracja wojsk: testowanie Zachodu po raz kolejny [KOMENTARZ]

O ile jak na razie nie wiadomo, czy koncentracja rosyjskich jednostek wojskowych w pobliżu granicy z Ukrainą przyniosła Moskwie jakieś wymierne korzyści polityczne, to z pewnością jest sukcesem na polu walki informacyjnej.

Dariusz Materniak

Autor: dr Dariusz Materniak

Począwszy od końca marca w mediach: najpierw społecznościowych, a następnie w kanałach informacyjnych zaczęły pojawiać się informacje o ruchach rosyjskich jednostek wojskowych w pobliżu granicy z Ukrainą. Zapewne nieprzypadkowo również na ten okres przypadło zaostrzenie walk na linii rozgraniczenia na Donbasie. Im dłużej trwała dyslokacja rosyjskich sił, tym bardziej alarmujące tytuły można było spotkać: „Bezprecedensowa koncentracja”, „Czy to już wojna”, itp., itd.

Jaki był motyw rosyjskich działań? Na ten temat pojawiają się różne hipotezy. Wśród najbardziej popularnych wymienia się dążenie strony rosyjskiej do sprawdzenia reakcji nowej administracji USA i prezydenta Joe Bidena lub dążenie do stworzenia stanu napięcia w relacjach rosyjsko-ukraińskich w celu wymuszenia na władzach w Kijowie ustępstw w kwestii realizacji porozumień z Mińska. Jaki jest efekt tych działań? Trudno to na razie oceniać, ale reakcja USA i innych krajów zachodnich była dość przewidywalna (przede wszystkim werbalne wyrażenie wsparcia dla Ukrainy). Jeśli zaś chodzi o reakcję strony ukraińskiej na nowe propozycje rozmów w ramach formatu normandzkiego z udziałem przedstawicieli prorosyjskich pseudorepubliki – jest mało prawdopodobne, by ostatnie działania Rosji skłoniły Kijów do zmiany dotychczasowego stanowiska. Ostatecznie, cel realizowanych działań mógł być czysto militarny – i zgodny z deklarowanym przez rosyjskie Ministerstwo Obrony, tj. zakładający sprawdzenie zdolności szybkiego przerzutu oddziałów i budowy zgrupowań operacyjnych na wybranych kierunkach potencjalnych działań.

Niestety, pewna część zachodnich dziennikarzy i komentatorów nie zadała sobie trudu zweryfikowania tego, co faktycznie odbywa się w ramach – zapowiadanego przecież wcześniej – sprawdzianu gotowości bojowej rosyjskich sił zbrojnych. Działania te były istotnie realizowane w dużej skali (miejscami istotnie wykraczającej poza znane z wcześniejszych lat ramy), ale jednak nadal mniejszej pod względem liczby zaangażowanych żołnierzy i sprzętu niż np. manewry Zapad-17, gdzie liczba zaangażowanych i przerzucanych na poligony jednostek (w tym zwłaszcza z Centralnego Okręgu Wojskowego) była znacznie większa. Pewna część jednostek wojskowych kluczowych z punktu widzenia ewentualnej operacji zaczepnej pozostała w swoich miejscach stałej dyslokacji lub przynajmniej nie odnotowano ich przemieszczenia, a część istotnych z punktu widzenia takich działań kierunków operacyjnych pozostała nieobsadzona wojskami lub było to realizowane w stopniu mniejszym, niż należałoby tego oczekiwać w przypadku realnej groźby scenariusza dużej eskalacji inicjowanej przez stronę rosyjską.

Efektem były takie jak wskazane wyżej reakcje, budujące nastroje zagrożenia i atmosferę zbliżoną momentami do paniki. Co warte odnotowania: raczej w krajach położonych na zachód od Ukrainy, bo można odnieść wrażenie, że nad Dnieprem znaczna część mediów i społeczeństwa przyjęła rozwój wypadków z dystansem lub ponurą determinacją.

Nie oznacza to oczywiście, że podobne działania strony rosyjskiej nie będą i nie powinny budować napięcia: tak być powinno, ale w rozsądnych granicach. Na działania Rosji, zarówno te polityczne jak i militarne czy inne powinny reagować kraje świata zachodniego. Podobne akcje jak ta związana z koncentracją wojsk, zazwyczaj realizowane głównie w celach polityczno-informacyjnych, powinny spotykać się z adekwatną odpowiedzią: zarówno na poziomie politycznym: warto tutaj jako pozytywny przykład wskazać wizyty wiceprzewodniczących parlamentów Polski i Litwy w Donbasie czy deklaracje krajów zachodnich o wsparciu dla Ukrainy, jak i wojskowym: w ramach realizowanych i – co warto mocno podkreślić – PLANOWANYCH Z WYPRZEDZENIEM działań szkoleniowych. Do tych ostatnich należy zaliczyć choćby wizytę w Polsce amerykańskiego kontyngentu lotniczego w połowie kwietnia. Takie przedsięwzięcia, podobnie jak po stronie rosyjskiej, tak i po stronie krajów NATO są planowane z wielomiesięcznym wyprzedzeniem i zgodnie z przygotowanym wcześniej kalendarzem realizowane, choć w razie konieczności mogą być realizowane również ad hoc, co wielokrotnie ćwiczono w trakcie manewrów (takich jak np. Anakonda-16). Należy przy tym zauważyć, że działania strony rosyjskiej były przez cały czas dokładnie obserwowane – świadczą o tym informacje na temat aktywności samolotów rozpoznawczych krajów NATO nad Ukrainę, Morzem Czarnym i w pobliżu innych kluczowych obszarów. Dodać przy tym należy, że aktywność taka jest również od wielu lat normą i podawanie informacji o lotach maszyn rozpoznawczych wzdłuż rosyjskiej granicy jako „sensacji” jest po prostu śmieszne (takie loty są realizowane nie od kilku, a od kilkudziesięciu lat – począwszy od okresu Zimnej Wojny aż do teraz).

W ramach adekwatnej odpowiedzi na wspomniane działania strony rosyjskiej nie mieści się z pewnością budowanie nastrojów paniki i zagrożenia rosyjską inwazją: takie przekazy powinny być ograniczone do rosyjskich kanałów propagandowych. A nie są – i to po raz kolejny jest porażka po stronie części mediów funkcjonujących w naszej przestrzeni informacyjnej. Nakręcanie histerii może przynieść nie tylko medialne, ale zupełnie realne konsekwencje: scenariusz taki, zupełnie zresztą realny, świetnie opisał Marcin Ogdowski w książce pt. „Dezinformacja” (wyd. Warbook, 2018). Tym, co zabezpiecza przed takimi sytuacjami jak opisana we wspomnianej książce jest rzetelna wiedza i analiza działań strony rosyjskiej, co jest i powinno pozostać (poza służbami państwowymi rzecz jasna) domeną ośrodków eksperckich i analitycznych: a nie clickbaitowych wydawnictw. Osobny problem to upowszechnienie tej wiedzy w ramach kanałów informacyjnych dostępnych dla przeciętnego odbiorcy/widza oraz budowanie w społeczeństwie elementarnego zaufania do instytucji państwa odpowiedzialnych za bezpieczeństwo (nadal problematyczne, zwłaszcza w krajach postkomunistycznych).

Co istotne, w sierpniu i wrześniu tego roku czeka nas kolejny sprawdzian tego rodzaju: przewidywana skala ruchów rosyjskich jednostek wojskowych na terytorium Rosji oraz Białorusi będzie z pewnością większa, niż obecnie, zapewne przewyższy też tą z 2017 roku. Jak tym razem wypadnie ten kolejny „test”? Zapewne podobnie. Niestety.

Dr Dariusz Materniak – ekspert ds. bezpieczeństwa, redaktor naczelny Polsko-Ukraińskiego Portalu PolUkr.net

ŹródłoPortal PolUkr.net

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.

No Comments Yet

Comments are closed