Siła obietnicy [WYWIAD]

Rozmowa z Serhijem Żurawskim, amerykańskim producentem filmowym pochodzenia ukraińskiego, współtwórcą takich filmów dokumentalnych jak „Zima w ogniu. Ukraina walczy o wolność” (2015), który był nominowany do Oscara w 2016 r. w kategorii najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny, oraz „Płacz Syrii” (2017). Obecnie pracuje nad historycznym serialem fabularnym opowiadającym historię Polki żyjącej w Odessie w okresie władzy sowieckiej. Rozmawiał w Kijowie Tomasz Lachowski.

Serhij Żurawski / fot. Tomasz Lachowski

Jest pan współtwórcą dwóch filmów dokumentalnych, które poruszyły dwa niezwykle ważne współcześnie tematy, tj. ukraińską Rewolucję Godności („Zima w ogniu”) z zimy 2013 i 2014 r., której konsekwencją była napaść Rosji na Ukrainę, oraz trwającą już niemal całą dekadę wojnę w Syrii, ponownie z niemałym udziałem Kremla. Dziś pracuje pan nad serialem fabularnym, osadzonym na terytorium sowieckiej Ukrainy w pierwszej połowie XX wieku. Polskich czytelników z pewnością zainteresuje fakt, że główna historia dotyczy losów Polki, żyjącej w Odessie w czasie panowania Sowietów. Czy mógłby pan nieco przybliżyć sam pomysł?

Swego czasu pracowałem nad wspomnianym przez pana filmem dokumentalnym „Zima w ogniu”, pokazującym przebieg Rewolucji Godności w Kijowie, i wtedy wpadła mi w oko książka autorstwa Rity Brei. To z pochodzenia Ukrainka, która w latach 70. wyemigrowała z radzieckiej Ukrainy, jednak jeszcze przebywając w swojej ojczyźnie poznała jedną Polkę, która swoje burzliwe życie przeżyła w Odessie – od okresu poprzedzającego I wojnę światową, przez pojawienie się bolszewików, następnie II wojną światową (a w jej ramach okupację niemiecką i rumuńską Odessy), aż do okresu powojennego, nie dożywając jednak śmierci Stalina i czasów rehabilitacji. Rita Brei obiecała, że spisze historię Polki i ją opublikuje, co też się stało – książka została nazwana „Prawdziwa historia jej życia” z podtytułem „ja tobie obiecuję”. Spełnieniem obietnicy było właśnie napisanie książki. Nie ukrywam, że ta pozycja bardzo mnie zainteresowała.

Jak to jednak często bywa, w tzw. międzyczasie wraz z kolegami zaczęliśmy pracę nad kolejnym projektem filmu dokumentalnego, tym razem dotyczącego wydarzeń w Syrii („Płacz Syrii”), co spowodowało, że musiałem odłożyć w czasie myśl, która pojawiła się wtedy w mojej głowie, żeby zekranizować historię wspomnianej Polki z Odessy. Początkowo zamierzaliśmy zrobić film pełnometrażowy, jednak z uwagi na wielość aspektów i przede wszystkim bohaterów, występujących w książce, podjęliśmy decyzję, że lepszym wyborem będzie serial.

Do tej pory robił pan głównie kino dokumentalne, czy nie myślał pan, żeby i historię, o której rozmawiamy pokazać również w ten sposób?

W tym przypadku byłoby to mocno utrudnione – nie dysponujemy bowiem dostateczną ilością materiałów archiwalnych. A robienie filmu, łączącego w sobie archiwalia i fabularyzowane fragmenty z udziałem aktorów, nie wydało mi się zbyt atrakcyjne. Stąd pomysł na serial, który roboczo nazwaliśmy jak podtytuł książki: „Ja tobie obiecuję” (I promise you).

Myślę zresztą, że forma serialu, na które jak dobrze wiemy jest dziś naprawdę duży popyt, pomoże zebrać niemałą publiczność i w ten sposób zachęci widzów do przyjrzenia się, w jaki sposób władza totalitarna (z imperialnymi zapędami wobec swoich sąsiadów) postępuje z własnymi obywatelami. Mówię tu w czasie teraźniejszym, ponieważ mimo osadzenia akcji serialu w konkretnym czasie historycznym, tak naprawdę nasza opowieść będzie miała wymiar uniwersalny. Jednym słowem, chcemy wykorzystać ogromne zainteresowanie jakie seriale wywołują dziś wśród młodszej części publiczności, nawet te dotykające trudne historyczne tematy – dla pokazania im historii swojego narodu (narodów) czy całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej. Nie ukrywajmy, że seriale to w istocie przyszłość nie tylko platform streamingowych, ale tak naprawdę i klasycznych telewizji.

Czy może pan nieco bardziej przybliżyć o czym traktować będzie serial i jaka ma być jego struktura?

Myślimy o serialu składającym się z 12 odcinków, który co do zasady będzie ukraińsko-polskim projektem (myślimy również o zatrudnieniu polskich aktorów, choć na razie nie mogę zdradzić, kto to może być) z udziałem także innych międzynarodowych partnerów. To zresztą konieczne, ponieważ chcemy nakręcić poszczególne odcinki w rzeczywistych miejscach, które przewijają się na kartach książki – oprócz Odessy to także Kraków, Paryż, a także Włochy. Obraz ma odzwierciedlać rzeczywistość tej doby. Reżyserem będzie Natalia Padiłła, również przedstawicielka ukraińskiej diaspory na kontynencie północnoamerykańskim.

Przechodząc zaś do samej fabuły, to ramy czasowe tej historii to lata 1907-1952. Na osnowie losów głównej bohaterki pokażemy jak żyła i budowała Odessę w tamtym czasie polska wspólnota żyjąca w tym mieście (efekty pracy wielu wybitnych polskich inżynierów można podziwiać dziś spacerując dziś po ulicach tego czarnomorskiego miasta). Po przyjściu bolszewików i zainstalowaniu sowieckiej władzy, mniejszość polska w Odessie była systematycznie niszczona, poddawana represjom i prześladowaniom. Zaczęto odbierać i nacjonalizować majątki. W latach 30. XX wieku doszło do niemal całkowitego wyniszczenia polskiej społeczności Odessy, zabroniono mówić w języku polskim. Oczywiście stosowało się to tak samo wszystkich innych, którzy nie pogodzili się z władzą sowiecką, w tym rzecz jasna Ukraińców i języka ukraińskiego. To były naprawdę straszne czasy, w których ludzie stawali się potworami, a pamiętajmy, że trauma prawdziwej Zagłady, czyli II wojny światowej miała dopiero nadejść. Czas niemieckiej i rumuńskiej okupacji, a także kilka pierwszych lat powojnia (do czasu śmierci naszej głównej bohaterki), również znajdzie się na ekranie.

Na marginesie dodam, że szukamy żyjącej w Odessie polskiej diaspory – pomimo wieloletnich represji i działań władzy ZSRR i USRR pewna grupa Polaków wciąż mieszka w Odessie. Pewien kontakt już zdołaliśmy nawiązać, ale jeśli wśród czytelników tej rozmowy znajdą się osoby, które mogą pomóc w tej mierze, to będziemy bardzo wdzięczni.

Wspomniał pan wcześniej, że mimo iż serial pokazywać będzie wydarzenie z pierwszej połowy ubiegłego stulecia, to ma w sobie spory ładunek współczesności.

Historia ma to do siebie, że jest cykliczna i się powtarza. To co obserwujemy dziś na świecie bardzo przypomina procesy polityczne, ale i atmosferę dni sprzed stu lat – właśnie z lat 20. i 30. minionego stulecia. Dzisiejsza neoimperialna polityka Kremla jest w swej istocie odbiciem władzy radzieckiej, czego zresztą sam Władimir Putin raczej nie ukrywa. To nie tylko agresja na Ukraina czy próba wchłonięcia Białorusi, ale także wojna informacyjna, którą Rosja prowadzi względem np. Polski, pozostałych krajów regionu czy patrząc szerzej – całego świata Zachodu.  

Mam ogromną nadzieję, że ten serial będzie ważny i dla Polski, i dla Ukrainy, dla regionu Europy Środkowo-Wschodniej, ale i dla mieszkańców USA, którzy niewiele wiedzą na temat historii tej części świata i totalitarnych praktyk ZSRR (a dziś aktywności Federacji Rosyjskiej). Myślę, że nasz obraz może stać się podobnym przykładem do bardzo znanego dziś na całym świecie serialu HBO „Czarnobyl”. Co ciekawe, jak wiemy, Rosja stworzyła swoją odpowiedź na serial „Czarnobyl” – być może również taka odpowiedź powstanie względem naszego serialu… Nie chcemy jednak kopiować wzorców z „Czarnobyla” – przykładem ma być choćby strona językowa. Chcemy, żeby (zgodnie z rzeczywistością) każda pojawiają się na ekranie postać mówiła w takim języku, w jakim porozumiewał się jej pierwowzór w realnym życiu.

Gdzie planujecie państwo pokazać swój serial?

W związku z rozmiarem samego projektu oraz jego – w dobrym słowa znaczeniu – „hollywoodzkim” sznycie myślimy o współpracy z platformami Netflix bądź HBO. Wstępne zainteresowanie z ich stron już się pojawiło, musimy teraz uzgodnić dalsze szczegóły. Pamiętajmy jednak, że tego typu platformy (amerykańskie o zasięgu globalnym, nastawione na widza międzynarodowego) zawsze wymagają pewnego uproszczenia pokazywanej historii. W moim przypadku przykładem był film dokumentalny „Zima w ogniu”, który nakręciliśmy przy wielkim udziale wolontariuszy podczas wydarzeń na kijowskich Majdanie Niepodległości. Odpowiadając na pewne oczekiwania i wymagania Netflix, udało nam się w pewien sposób treść dostosować do amerykańskiej widowni – która niespecjalnie wiedziała kim był Janukowycz lub też o co tak naprawdę chodziło protestującym podczas Euromajdanu.

Czy szukacie państwo wsparcia również po stronie ukraińskiej?

Jeśli mówimy o ewentualnym wsparciu finansowym (lub innym) ze strony władzy ukraińskiej, to przyznam, że nie mamy zamiaru rozmawiać z kimkolwiek z dzisiejszego rządu Ukrainy czy urzędu prezydenta. To zawsze powoduje realne zagrożenie, że serial miałby realizować jakieś interesy polityków, co nigdy nie pomaga dziełu artystycznemu. My nie planujemy robić kina politycznego, choć siłą rzeczy jego kontekst i treść dotyczyć będzie tej materii.

Ukraina ma pewne doświadczenie w kinematografii, jednak przede wszystkim filmy, które powstają na Ukrainie zorientowane są do „wewnątrz”, mniej zrozumiałe dla widza globalnego. Należy jednak podkreślić, że w ostatnim czasie Ukraina zaczęła znajdować się na właściwej drodze w przemyśle filmowym – czerpiąc z europejskich i światowych wzorców. Pozostaje otwarte pytanie co do planów dzisiejszego rządu w Kijowie i ministerstwa kultury. Niestety, w mojej ocenie, przyszłość nie jawi się w bardzo optymistycznych barwach.

Mówiąc o ewentualnym odbiorze planowanego serialu, zwłaszcza na rynku amerykańskim, ma pan już pewne doświadczenie z przyjęciem „Zimy w ogniu” w USA. Jak to wyglądało?

Po seansie „Zimy w ogniu” Amerykańscy widzowie często podkreślali, że film ten był dla nich niczym zimny prysznic. Nie spodziewali się, że takie wydarzenia mogą odbywać się w stolicy europejskiego kraju. Było to dla nich prawdziwym szokiem. Pytali, gdzie nakręciliśmy ten film, jak i poszczególne kadry, jak np. te, w których milicja czy inne służby atakują protestujących. Po prostu nie mieściło im się to w głowie.

Sam byłem jednym z organizatorów Euromajdanu w Los Angeles. Naszym głównym celem – obok wsparcia protestujących w Kijowie – było pokazanie Amerykanom i światu, co odbywa się w stolicy Ukrainy i jak ważny jest to protest, potem nazwany Rewolucją Godności. Udało się także zainteresować amerykańskie media, żeby pokazały obrazki z Kijowa, co uważam za nasze małe zwycięstwo.

Na koniec naszej rozmowy, chciałbym zapytać, czy przemysł filmowy może być płaszczyzną współpracy pomiędzy Polską a Ukrainą? Tak w znaczeniu stricte artystycznym, ale i w jakieś mierze politycznym.

Jak najbardziej tak. W Polsce jest dziś wielu utalentowanych twórców w sferze kina, podobnie jak na Ukrainie – wymiana doświadczeń w tym zakresie jest niezwykle ważna. Współpraca polsko-ukraińska w tym zakresie może być też pewnym przeciwstawieniem się propagandzie rosyjskiej, choć w tym przypadku – z ukraińskiego punktu widzenia – bardzo wiele zależy od samego społeczeństwa Ukrainy i wyboru, w którym kierunku chce rozwijać się i rozwijać swoje państwo.

Nasz serial, symbolicznie, poprzez pokazania losów Polki żyjącej w sowieckiej Ukrainie ma unaocznić totalitarne praktyki ZSRR, którego dzisiejsza Rosja jest kontynuatorem.

Serhij Żurawski – amerykański producent filmowy pochodzenia ukraińskiego, współtwórca takich filmów dokumentalnych jak „Zima w ogniu” (2015), który był nominowany do Oscara w 2016 r. w kategorii najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny, oraz „Płacz Syrii” (2017).

Tomasz Lachowski

Prawnik, dziennikarz, doktor nauk prawnych, redaktor naczelny magazynu i portalu "Obserwator Międzynarodowy"; adiunkt w Katedrze Prawa Międzynarodowego i Stosunków Międzynarodowych (Uniwersytet Łódzki).

No Comments Yet

Comments are closed