Operacja militarna Turcji w Syrii – czy była legalna na gruncie prawa międzynarodowego? [ANALIZA]

Operacja wojskowa Turcji w Syrii sprzed kilku tygodni wciąż wywołuje wiele dyskusji. Najczęściej wskazuje się na jej wymiar polityczny, dotyczący przede wszystkim sytuacji Kurdów w syryjskiej Rożawie, jednak również pod względem prawnym, działania zbrojne Turcji nie są wolne od wątpliwości.

Tureckie wojska w Syrii / fot. wikimedia commons

Autor: dr Mateusz Piątkowski

Operacja armii tureckiej była wykonywana ponownie (jak stało się to w styczniu 2018 roku) w oparciu o kontrowersyjną doktrynę samoobrony przeciwko tzw. podmiotom niepaństwowym. Z pewnością, należy się zgodzić z obserwacją, że różnego rodzaju grupy zbrojne, jak i w szczególności organizacje terrorystyczne mogą tworzyć struktury zdolne do wykonywania aktów przemocy o wymiarze transgranicznym. Gdzie zatem należy upatrywać przyczyn tej kontrowersji?

Wydaje się, że jej pierwotną przyczyną jest dynamika międzynarodowych stosunków prawno-politycznych. Podczas procesu tworzenia Karty Narodów Zjednoczonych w pierwszych dniach po II wojnie światowej zagrożenia wynikające z działań różnego rodzaju ugrupowań zbrojnych, niebędących państwami, nie były przedmiotem zainteresowania członków społeczności międzynarodowej z wielu powodów. Po pierwsze, KNZ miała w pierwszej kolejności doprowadzić do wdrożenia międzypaństwowego (co należy zdecydowanie podkreślić) systemu bezpieczeństwa zbiorowego, co ex definitionem wykluczało zasadniczo traktowanie innych struktur/grup/organizacji jako bezpośrednich adresatów norm zawartych w Karcie. Po drugie, akty „terroryzmu międzynarodowego” zasadniczo nie występowały w przestrzeni geopolitycznej tamtego okresu. Jeżeli terroryzm pojawiał się w jakimś ujęciu, to bardziej jako działanie inspirowane aktywnością państw niż samorzutne działania o zakresie niezorganizowanym.

Narodziny transgranicznych ruchów terrorystycznych w drugiej połowie XX wieku, a zwłaszcza tzw. Wojna z Terrorem tocząca się nieustannie od 2001 roku przez Stany Zjednoczone i ich sojuszników, zmieniły sposób postrzegania relacji państw względem grup niepaństwowych. Coraz częściej zaczęto zwracać uwagę na towarzyszące działalności tych struktur pewne postawy państw. Można w tej mierze wydzielić istnienie tzw. harboring states – czyli państw, w ramach których organizacje terrorystyczne znajdowały schronienie przy obojętnej bądź wręcz przychylnej postawie rządu centralnego (sztandarowy przykład to Afganistan za czasów rządów Talibów). Drugą grupą są nacje uznawane za „niechętne bądź niezdolne” (z ang. unable or unwilling) do podjęcia aktywnych działań przeciwko grupom niepaństwowym, których ostrze działania ma wymiar transnarodowy. Jak zauważył Kevin Jon Heller, zręby tej doktryny zostały przywołane po raz pierwszy jako uzasadnienie inwazji USA na Kambodżę w 1970 roku (wspólnie z Wietnamem Południowym). Podstawą działań amerykańskich była „niezdolność” rządu w Phnom Penh do skutecznego zapobiegania działań komunistycznej partyzantki Vietcongu w ramach tzw. Szlaku Ho Chi Mihna. Współczesnym przykładem takich państw może być np. Mali czy też Niger jako „niezdolne” do prowadzenia działań z uwagi na brak odpowiednich środków do sprawnej walki z terroryzmem. Docelowo zasadniczą przesłanką w tej mierze winna być „efektywność” do podejmowania skutecznych operacji ofensywnych. Częściowo, takie odniesienie może być również zastosowane względem Syrii, której rząd nie kontroluje całego obszaru państwa.Z kolei do grup państw „niechętnych” zwalczaniu terroryzmu można zaliczyć te kraje, które posiadają możliwości w tym zakresie, lecz zajmują postawę ambiwalentną.

Podkreślić należy, że wykonywane działanie wojenne zgodnie z prezentowanym przez Turcję stanowiskiem wyrażanym na gruncie Narodów Zjednoczonych opierają się na prawie do samoobrony na gruncie art. 51 KNZ, a także w „kontekście odpowiedzialności państw członkowskich ONZ za walkę z terroryzmem”. Co podkreśliło część komentatorów, w samej korespondencji brakuje sfomułowania „napaść zbrojna” (ze strony podmiotu niepaństwowego) co jest bez wątpienia konstytutywną przesłanką zaistnienia stanu „samoobrony”. Padają jednakże słowa dotyczące „bezpośredniego i nieuniknionego” zagrożenia działaniami terrorystycznymi PKK na terytorium Turcji. 

Kontrowersje odnoszące się do „bezpośredniości” zamachu nawet w warunkach przepisów prawa karnego budzą wątpliwości. Czy musi być to działanie już rozpoczęte, czy też wystarczy jedynie wysokie prawdopodobieństwo naruszenia dobra prawnego? Parafrazując te sformułowania w kontekście języka KNZ, należy odpowiedź sobie na pytanie, na ile „napaść zbrojna” ma mieć wymiar „konkretny”, a na ile „prawdopodobny”? Przyjmuje się, że istnieje możliwość uznania za legalne użycia siły w ramach tzw. „samoobrony wyprzedzającej” (anticipatory self-defense). Zręby tej koncepcji powstały już w XIX wieku (sprawa Caroline). W XX wieku nawiązanie do tej doktryny pojawiało się w ramach procesów norymberskich. Gdy w 1940 roku Trzecia Rzesza dokonała inwazji na Danię i Norwegię uzasadniała to m.in. potrzebą zabezpieczenia tras przewozu szwedzkiej rudy żelaza. Bezpośrednim casus podjętych działań była sprawa niemieckiego statku Altmark. W lutym 1940 roku niemiecki tankowiec płynący z transportem alianckich jeńców wojennych (zatrzymanych wskutek działań pancernika kieszonkowego Admiral Graf Spee w 1939 roku) został przechwycony na norweskich wodach terytorialnych Norwegii. Dla kierownictwa polityczno-wojskowego III Rzeszy była to podstawa do przyjęcia, że istnieją poważne wątpliwości co do zachowania przez Norwegię neutralności przed działaniami strony alianckiej (zwłaszcza w świetle planów wysadzenia francusko-brytyjskiego kontyngentu na północy tego państwa w ramach operacji Wilfred). Wydarzenie to zostało przedstawione jako uzasadnienie niemieckiego ataku na Danię i Norwegię. Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze odrzucił jednakże powyższy pogląd i uznał inwazję na te państwa jako element „zbrodni przeciwko pokojowi”. Dowodem „agresywności’ działań strony niemieckiej było wkroczenie na teren tych państw z zamiarem ich okupacji o charakterze stałym, co przeczy idei „samoobrony” jaką miała być proporcjonalność zachowania. Innym przykładem działań podjętych w ramach tzw. samoobrony wyprzedzającej była tzw. wojna sześciodniowa, tj. czyli niespodziewany atak izraelski w 1967 roku na pozycje sąsiednich państw arabskich, motywowany zamiarem odsunięcia zagrożenia nieprzyjacielskiej inwazji. 

Obecnie, szczególnym wymogiem powyższej koncepcji jest sytuacja „bezpośredniego” (imminent) zagrożenia atakiem zbrojnym. Idea ta wydaje się być popierana przez część państw (USA w 2016 i Wielka Brytania w 2017 roku) oraz komentatorów, zwłaszcza w kontekście sytuacji związanej z polityką Korei Północnej. Zwolennicy tej koncepcji uważają, że znajduje ona oparcie w zwyczajowym prawie międzynarodowym, istniejącym obok KNZ. Przeciwnicy twierdzą, że taki wniosek nie jest dopuszczalny, a większość państw nie zajęła jednoznacznego stanowiska w tej mierze. Istnieją jednak na tym tle fundamentalne spory co do rzeczywistego znaczenia na czym polega „bezpośredniość” zagrożenia atakiem zbrojnym.

Od samoobrony „wyprzedzającej” należy odróżnić samoobronę „prewencyjną”, która formalnie jest uznawana jako niedopuszczalna. Nie istnieją bowiem żadne wyraźne wskazania pozwalające na określenie, kiedy „prewencyjnie” państwa mogą interweniować by zapobiec mającym nastąpić atakom zbrojnym w „bliżej nieokreślonej przyszłości”. Można domniemywać, że zręby tej doktryny określają, że państwa „niezdolne” bądź też „niechętne” prowadzeniu aktywnych działań przeciwko terrorystom (np. które nie są w stanie kontrolować swojego terytorium) muszą „znosić” operacje o charakterze zbrojnym państw trzecich, podjętych w celu realizacji kolektywnego celu jakim jest walka z terroryzmem międzynarodowym.

Art. 51 KNZ stanowi o podstawowej przesłance wykonywania prawa do samoobrony jakim jest istnienie faktu „napaści zbrojnej”. Należy zwrócić uwagę, że nie każdy przypadek użycia siły w stosunkach międzynarodowych (art. 2 ust. 4 KNZ) jest jednocześnie przykładem „napaści zbrojnej”. Przyjmuje się, że „napaść zbrojna” to kwalifikowana postać użycia siły zbrojnej, o znacznie wyższym poziomie intensywność. Czy sprawcą napaści zbrojnej może być działanie grupy o charakterze niepaństwowej? Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości dwukrotnie odpowiadał na to zagadnienie. W sprawie Muru palestyńskiego wskazano, że stanowisko Izraela, uzasadniające budowę muru pomiędzy palestyńską strefą okupowaną powołaniem się na art. 51 KNZ jest nieprawidłowe, gdyż „Izrael nie podniósł, aby napaść zbrojna była przedmiotem działania innego państwa”. Niemniej jednak (na co np. zwrócił ostatnio uwagę niemiecki Trybunał Konstytucyjny), w sprawie Kongo v. Uganda MTS uchylił się od powtórzenia powyższego wniosku w ramach możliwości wykonywania prawa do samoobrony względem nieregularnych oddziałów atakujących Ugandę. 

Głównym problem wynikającym ze stosowania art. 51 KNZ w stosunkach międzynarodowych jest jego charakterystyczna „miękkość interpretacyjna”. Uwidacznia się to na przykładzie oświadczeń pewnych państw (np. Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii) stwierdzających, że art. 51 KNZ nie stoi na przeszkodzie, aby powoływać go jako normy uzasadniającej walkę z terroryzmem transgranicznym. Sprowadza się to do stwierdzenia, że KNZ jako całość, a art. 51 KNZ, w szczególności, milczy na temat możliwości stosowania samoobrony przeciwko działaniom podmiotów niepaństwowych.

Działanie poza KNZ może być zdeterminowanie normatywnie dwoma płaszczyznami.

Pierwszą jest zwrócenie uwagi na treść art. 31 ust. 3 Konwencji wiedeńskiej o prawie traktatów z 1969 roku i interpretację kontekstu traktatu w świetle „jego późniejszej praktyki stosowania”. Podkreślić w tym kontekście należy, że taka praktyka winna prowadzić do „wytworzenia porozumienia stron co do jego treści”. Ewentualna modyfikacja interpretacji normy traktatowej w tym względzie wydaje się być utrudniona, także trudno odnaleźć, że istnieje jakiekolwiek porozumienie co do powyższej wykładni art. 51 KNZ.

Drugą możliwością jest przyjęcie (zgodnie z stanowiskiem MTS w sprawie Nicaragua), żepoza KNZ istnieje zwyczajowe prawo międzynarodowe, które moze zezwalać na większą swobodę aktywności państw. Jest to wprost nawiązanie do klasycznej doktryny prawa międzynarodowego, wyrażonej w sprawie Lotus, zgodnie z którym nie można domniemywać ograniczeń suwerenności państw. Zgodnie z powyższą koncepcją, skoro KNZ nie odnosi się do działań w samoobronie podejmowanych przeciwko podmiotom niepaństwowym, to państwa mogą tą płaszczyznę stosunków międzynarodowych regulować na gruncie prawa zwyczajowego. Warunkiem koniecznym jest spełnienie dwóch klasycznych elementów: praktyki państw i opinio iuris (przekonanie, że praktyka jest słuszna i prawnie wymagalna). Bez wątpienia, po 11 września 2001 roku powoływanie się na prawo do samoobrony przeciwko transnarodowym organizacjom terrorystycznym jest przywoływane zarówno w kontekście płaszczyzny werbalnej (oświadczeń państw), jak i aktów fizycznych (działań Stanów Zjednoczonych w ramach tzw. Wojny z Terrorem, Izraela względem Hezbollahu, Turcji względem bojowników kurdyjskich). Towarzyszy temu, jak podkreślają eksperci, generalne „milczenie” ze strony pozostałej części społeczności międzynarodowej. Trudno w tym momencie stwierdzić, czy „milczenie” to może już się przeradzać w „milczącą aprobatę” o potencjalnym charakterze prawotwórczym. 

Test opierający się na przekonaniu, że niektóre państwa są „niezdolne” bądź „niechętne” do walki z zorganizowanym strukturami zbrojnymi na swoim terytorium opiera się na jednym stałym założeniu: grupy te muszą prowadzić działania o charakterze „terrorystycznym”. Biorąc pod uwagę brak jednoznacznie ustalonej definicji terroryzmu w prawie międzynarodowym, koncepcja ta może prowadzić do zupełnych i niebezpiecznych konstrukcji. W konsekwencji, de facto stanowić pewną „niedopuszczalną praktykę interpretacyjną KNZ” sprzeczną z jej celem i przedmiotem KNZ. Innymi słowy, pogwałcenia zakazu użycia siły czy integralności terytorialnej państw w imię szeroko pojętej walki z terroryzmem. Aby uzmysłowić sobie możliwości konsekwencji powyższego poglądu warto odnieść się do dwóch przykładów natury historycznej. 17 września 1939 roku ZSRR uzasadniało agresję na granicę wschodnią RP upadkiem polskiej struktury rządowej, wojskowej i administracyjnej wskutek postępów armii niemieckiej. W ten sposób II RP stała się de facto państwem „niezdolnym” do zarządzania obszarem Kresów Wschodnich. Potrzeba „objęcia” w opiekę ludu Białorusi i Ukrainy zachodniej” służyła m.in. ochronie tej ludności przed działaniami różnego rodzaju grup niepaństwowych. Wystarczyłoby, aby grupy te stanowiły potencjalnie zagrożenie planowania działań wywrotowych przeciwko ZSRR, by stwierdzić istnienie przesłanki „zagrożenia napaścią zbrojną”. Uwidacznia to na szczególnym przykładzie historycznym możliwość „wykrzywienia” wykładni art. 51 KNZ pod osłoną walki z szeroko rozumianym terroryzmem.

Podsumowując, należy stwierdzić, że istnieją poważne tendencje sprzyjające odejściu od tradycyjnego poglądu na stosowanie prawa do samoobrony w stosunkach międzynarodowych. Jest to wynik obserwacji wzmożonej praktyki państw począwszy od 11 września 2001 roku. Nie ignorując tych trendów, należy jednak wyrazić zaniepokojenie postępującym rozszerzeniem wykładni uprawnień wyrażonych na gruncie art. 51 KNZ, które mogą prowadzić do powstania kolizji z innymi wartościami chronionymi przez KNZ w postaci zakazu użycia siły i poszanowania integralności terytorialnej państw. Ta uwaga odnosi się również do operacji wojskowej Turcji w Syrii.

Mateusz Piątkowski – dr nauk prawnych, adwokat (Okręgowa Rada Adwokacka w Łodzi), adiunkt w Katedrze Prawa Międzynarodowego i Stosunków Międzynarodowych Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego. Stypendysta Chicago–Kent College of Law. Specjalista prawa konfliktów zbrojnych.

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.

No Comments Yet

Comments are closed