Madera nową ziemią obiecaną dla Wenezuelczyków?

Javier Perreira jest obywatelem Portugalii, ale zanim przeprowadził się na Maderę, nigdy nie był w tym kraju, ani nie znał żadnego słowa po portugalsku. „To był czas aby zacząć życie od nowa” – mówi wspominając swoją decyzję  aby raz na zawsze opuścić Wenezuelę.

Zgromadzenie Wenezuelczyków na Placu Wolności (Praça da Liberdade) w Porto / fot. profil FB organizacji Venexos

Autor: Tomasz Skowronek

Javier rozpoczął swoje życie  na Maderze, w Funchal, latem 2015 roku, w towarzystwie żony i dwóch swoich córek w wieku 14 i 21 lat. „Dziewczyny uwielbiają to miejsce i chociaż na początku tęskniły za przyjaciółmi, szybko spodobała im się tutejsza wolność, bezpieczeństwo i niezależność” – mówi. Jak dodaje, głównym powodem wyprowadzki nie były pustki na półkach sklepowych czy gigantyczna inflacja dławiąca Wenezuelę, lecz kwestia przestępczości i przemocy.  W Caracas, Maracaibo czy w innych wenezuelskich miastach, napady rabunkowe z bronią w ręku to ponura codzienność. Na portugalskiej wyspie można żyć bez strachu, wracać późną porą z pracy , nie martwiąc się o swoje bezpieczeństwo.

Perreira jest jednym z wielu Wenezuelczyków pochodzenia portugalskiego, którzy wyemigrowali na Maderę w ciągu ostatnich lat. Część z nich, to dzieci emigrantów z Portugalii, z drugiego bądź trzeciego pokolenia. Będąc na miejscu często odnajdują swoich dalszych krewnych. Jednak, gdy Javier przybył na wyspę, nie miał tutaj nikogo bliskiego. Nie znając języka, kraju, i nie mając żadnych znajomych, musiał rozpocząć swoje życie od zera.

Założył restaurację o nazwie „Full Arepas”, w której  portugalska społeczność może zasmakować trochę wenezuelskiej kuchni. Lokal znajduje się w centrum handlowym Marina. Serwuje wszystko czego latynoamerykańska dusza zapragnie. Głównym daniem restauracji są arepy (rodzaj pieczywa),  przygotowywane z różnymi tradycyjnymi nadzieniami, takimi jak m.in. pepiada, catira, pelúaczy domino. Do potraw proponowane są także tradycyjne wenezuelskie napoje, takie jak Frescolita i piwo Polar. Lokal cieszy się dobrą opinią wśród miejscowych oraz turystów.

Założenie punktu gastronomicznego nie byłoby możliwe bez wsparcia rządu oraz różnych organizacji społecznych. Na początku grudnia 2017 r. Pereira otrzymał pomoc finansową z Europejskiego Funduszu Społecznego (EFS). Głównym celem funduszu jest wspieranie zatrudnienia i promowanie spójności gospodarczej. Oprócz pomocy oferowanej przez EFS skorzystał z innych programów rozwojowych takich jak „Portugalia2020″i”Madera 14-20”, wykorzystując otrzymane fundusze na rozbudowę swojej restauracji.

Wenezuela na Maderze, Madera w Wenezueli

Uważa się, że około pół miliona ludzi pochodzenia portugalskiego żyje w Wenezueli, a 80 procent z nich ma rodowe związki z Maderą. Wielu z nich posiada nawet paszporty portugalskie. Na początku XX wieku, Maderczycy wyemigrowali za pracą na karaibską wyspę Curacao(zarządzaną przez rządy holenderskie] położoną niedaleko Wenezueli w poszukiwaniu lepszego życia. Nowo przybyli imigranci zajmowali się tam obsługą rafinerii ropy naftowej. Kiedy na przełomie lat 40-50 XX wieku, władze Caracas rozpoczęły politykę imigracyjną „otwartych drzwi”, mającą na celu przyciągnięcie wykwalifikowanych pracowników europejskich do modernizacji sektorów rolnictwa i przemysłu, część pracowników z Madery wraz z rodzinami i przyjaciółmi przeniosła się do tego południowoamerykańskiego kraju. Do Wenezueli emigrowali także mieszkańcy kontynentalnej Portugalii. Był to okres, kiedy w tym niewielkim iberyjskim państwie panowało O Estado Novo, czyli Nowe Państwo, stworzone przez dyktatora i twórcę portugalskiej odmiany faszyzmu, premiera Antonio Salazara. Był to okres autorytaryzmu, panowania skrajnego konserwatyzmu w sferze obyczajowej oraz, przez pewien okres, izolacji międzynarodowej. Za rządów Salazara, Portugalia była jednym z najbardziej, zacofanych, biednych i wyzyskiwanych krajów na Starym Kontynencie. Liczba zgonów niemowląt była najwyższa w Europie. W 1960 roku dochód na jednego mieszkańca wynosił zaledwie 160 dolarów (mniej niż w ówczesnej Turcji), a ponad 30% społeczeństwa stanowili analfabeci. Nic więc dziwnego, że Portugalczycy, w poszukiwaniu lepszego życia chętnie opuszczali swoją ojczyzną.

Tymczasem, latynoski kraj położony na drugiej półkuli obiecywał nowo przybyłym imigrantom Eldorado. W tamtych latach gospodarka była stabilna, odnotowywała wysoki wzrost gospodarczy co w ówczesnej Ameryce Łacińskiej było ewenementem. Ekonomiczną stabilność kraju zapewniał duży eksport ropy naftowej, przez co kraj był często nazywany Wenezuelą Saudyjską. Dziś jednak proporcje się odwróciły, teraz podróżują w przeciwnym kierunku.

Nie ma dokładnej liczby wenezuelskich imigrantów na Maderze, ale szacuje się, że nawet 6 tysięcy osób mogło znaleźć tu schronienie.  To dużo na archipelagu, którego ludność wynosi zaledwie 260 tys. mieszkańców. Aura Rodríguez, przedstawicielka organizacji Venexos, która pomaga przybyszom zintegrować się z wyspą, wyjaśniła Efe’owi, hiszpańskiej agencji informacyjnej, że trudno jest powiedzieć, ile dokładnie przybyło osób, ponieważ niektórzy przybywają do Portugalii z innych europejskich krajów. „Wielu, którzy tu przybyli, ma już rejestrację w Europie. Zazwyczaj najpierw przylatują do Hiszpanii, gdzie otrzymują prawo pobytu, dlatego na Maderze nie ma żadnej identyfikacji” – tłumaczy.

Venexos pomaga wszystkim nowoprzybyłym na miejscu się jakoś urządzić, ale zapewnia także doradztwo online Wenezuelczykom, którzy myślą o przeprowadzce. „Wiele ludzi planuje imigrację, ale często bywa tak że nie są przygotowani i nie mają odpowiednich dokumentów” – mówi Cristina Monteiro prezes organizacji.  Wielu z nich ma paszport, ale nie mają odpowiedniej dokumentacji, aby udowodnić, że kwalifikują się do pobytu  na przykład ze względu na narodowość. Kolejnym problemem jest przenoszenie kwalifikacji akademickich i zawodowych.

Masowe migracje nie są w Portugalii zupełną nowością

Z dużym kryzysem imigracyjnym kraj zmagał się w czasie II wojny światowej. Lizbona była miejscem nadziei dla wielu uchodźców, którzy uciekali przed hitlerowskim szaleństwem.  Ten iberyjski kraj był jednym najważniejszych krajów tranzytowych dla setek tysięcy uciekinierów – głównie z Europy Środkowo-Wschodniej – w drodze do Stanów Zjednoczonych.

Marzeniem tysięcy imigrantów było miejsce na statku odpływającym z lizbońskiego portu na drugą półkulę. W połowie lat 70., czyli zaraz po bezkrwawej, lewicowej rewolucji goździkowej, która obaliła faszystowską dyktaturę Marcela Caetana, następcy Salazara, Portugalia przyjęła tysiące uchodźców z Angoli i Mozambiku, tj. swoich byłych kolonii. Pod koniec lat 90. przyjęto także kilka tysięcy Afrykańczyków, którzy uciekli z powodu wojny domowej w Gwinei Bissau. Tak więc Lizbona miała w przeszłości pewne doświadczenia z falą uchodźczą.

Wsparcie rządu regionalnego dla emigrantów docenia pochodzący z Funchal, Agostinho Ferreira Castro, który w Wenezueli prowadził mały supermarket z farbami. W wieku 17 lat wyjechał do Ameryki Południowej w poszukiwaniu szczęścia i teraz w dobie wenezuelskiego kryzysu społeczno-gospodarczego, powrócił ponownie na Maderę. W rozmowie z portugalskim internetowym dziennikiem Observador, zwraca uwagę że adaptacja „poszła gładko i bardzo sprawnie”.

Także Wenezuelczyk Olavo Manica, były biznesmen, podkreśla, że działania władz portugalskich w dziedzinie edukacji, zdrowia, zabezpieczenia społecznego oraz wsparcia socjalnego i gospodarczego, są organizowane dla nowo przybyłych bardzo przyzwoicie.

Nie zmienia to jednak faktu, że uchodźcy stanowią coraz większe obciążenie finansowe dla władz lokalnych, które obawiają się dalszego wzrostu  ich liczby. „Jesteśmy świadomi, że przepływ może być kontynuowany w tym tempie, a przede wszystkim do czasu, aż nie nastąpi poprawa gospodarcza” – tłumaczy Jorge Carvalho, regionalny sekretarz ds. Edukacji, Centrum Wspólnot Madery i Migracji. Zaznacza także, że wielu migrantów napotyka również na trudności językowe i mają problem z uznaniem ich kompetencji zawodowych.

Dwuwładza w Wenezueli

A póki co, nie zapowiada się aby sytuacja w Wenezueli uległa poprawie, latynoamerykański kraj tkwi bowiem w dwuwładzy. Z jednej strony, tymczasowym prezydentem ogłosił się Juan Guaidó, wspierany przez większość państw UE, Ameryki Łacińskiej oraz USA i Kanadę. Zaś Nicolas Maduro ciągle ma wsparcie jednego z gwarantów utrzymania się przy władzy czyli wojska i służb specjalnych.

Polecamy: komentarz prof. Stanisława Kosmynki o kryzysie w Wenezueli dla cyklu Komentarze UŁ

 

„Wojskowi posiadają dostęp do stanowisk w gabinetach, do kontroli banków i innych usług finansowych”, zauważa  Phil Gunson, starszy analityk w International Crisis Group, Brussels, w rozmowie z BBC. Kluczowe sektory, które obecnie znajdują się w rękach starszych oficerów, obejmują kluczowe usługi dystrybucji żywności, prowadzone przez ministra obrony Vladimira Padrino, oraz państwową firmę naftowo-gazową PDVSA, której szefem straży narodowej jest major Gen Manuel Quevedo. „Przez lata wojsko zostało dopuszczone do korupcji” – mówi Gunson.

Wszystko to oznacza, że najwyższy rangą wojskowi pozostają pod opieką Maduro i prawdopodobnie są zbyt przestraszeni straceniem swojej pozycji lub pójściem do więzienia. ONZ oskarżyło wenezuelskie siły bezpieczeństwa o przeprowadzanie setek arbitralnych zabójstw pod płaszczykiem zwalczania przestępczości, a niektórzy funkcjonariusze są oskarżani o poważne naruszenia praw człowieka. Do tego wiele oficerów i generałów zamieszanych jest w handel narkotykami. 

Niemniej, jak zwracają uwagę, niektóre latynoskie media: niezadowolenie wśród oficerów i żołnierzy średniego szczebla jest również wysokie, jak reszta populacji, z powodu miażdżącej niedoborów żywności i lekarstw. Według porucznika José Antonio Colina, zesłanego do Miami, oficerowie średniego szczebla mogliby połączyć siły i wesprzeć Guaido w walce przeciwko generałom, którzy biorą udział w handlu narkotykami lub wspierają Maduro z powodu swoich chavitowskich przekonań. Guaido nawet obiecał amnestie dla każdego oficera, który przejdzie na jego stronę.

Dziennik Miami Herald, mocno krytykujący rządy Maduro, również zwraca uwagę, że bunt wojskowych może pochodzić ze środkowych i niższych szeregów sił zbrojnych. Zauważa się, że podczas ostatnich starć między protestującymi a państwowymi siłami bezpieczeństwa, jak i masowy protest, w którym dziesiątki tysięcy osób zebrało się, aby zobaczyć przemówienie Guaido, odbyły się bez większej konfrontacji. Opozycyjni aktywiści masowo udostępniają w Internecie nagrania, na których oficerowie policji i członkowie Gwardii Narodowej przestają powstrzymywać protestujących przed zbliżaniem się do budynków rządowych. Do protestów dołączyło się też już kilkunastu szeregowych policjantów i gwardzistów.

Niemniej jednak, wszystko wskazuje na to, że armia ciągle jest wierna Chavistom. Wenezuelskie wojsko na rozkaz prezydenta Nicolasa Maduro zablokowało wielki trzypasmowy most Tienditas w pobliżu granicznego kolumbijskiego miasta Cucuta. Część komentatorów zwracało uwagę, że jeżeliby wojsko przepuściłoby konwoje przez granice, dni reżimu byłyby policzone. Tak jednak się nie stało.

Portugalskie dylematy

Renato Epifânio, publicysta portugalskiego dziennika Publico, zauważa, że Portugalia znajduje się w szczególnie delikatnej sytuacji. Reżim wenezuelski ma jako zakładników setki tysięcy Portugalczyków. José Fernando de Campos, urzędnik odpowiedzialny za komunikację z Portugalczykami, tymczasem zwraca uwagę, że duża społeczność portugalska w Wenezueli jest podzielona na polityczny impas, między tymi którzy opuściło kraj i popierają Guiado, a tymi którzy popierają rząd Nicolasa Maduro

Obecne lewicowe władze portugalskie naciskają na chavitowski reżim, aby ten zaczął przestrzegać prawa człowieka. W ostatnim czasie szef portugalskiego MSZ wezwał prezydenta Wenezueli, aby zgodził się przeprowadzić wolne wybory. Rząd Lizbony wysłał także policjantów z tzw. Grupy ds. Operacji Specjalnych (GOE), którzy do Wenezueli polecieli rządowym samolotem, mieli m.in. pomóc w ewentualnej ewakuacji obywateli Portugalii. Ostatecznie Portugalczycy nie zostali wpuszczeni do Caracas i musieli zawrócić na Półwysep Iberyjski.  Na początku lutego minister obrony Portugalii Joao Gomes Cravinho ujawnił, że jego resort prowadził w ostatnich dniach rozmowy z władzami Hiszpanii, Francji i Włoch na temat ewentualnego wysłania wojsk do Wenezueli. Członek lewicowego gabinetu Antonia Costy wyjaśnił, że żołnierze mieliby chronić licznych w Wenezueli Portugalczyków. Zaś  portugalski bank Novo Banco zablokował przelew 1,2 mld dolarów zdeponowanych w tym portugalskim banku na konta otwarte przez wenezuelski reżim. Tak więc, póki polityczny i gospodarczy chaos będzie trwał, portugalskie władze będą musiały liczyć się z napływem portugalskich uchodźców.

Prawdziwym obciążeniem dla państwa są potomkowie wcześniejszych emigrantów, którzy chcą pełnej opieki od portugalskich władz. Są to często starsi schorowani ludzie, cierpiący na przewlekłe choroby. Nigdy nie płacili podatków w Portugalii, nie łożyli na rzecz państwa, teraz też nie mają szans na zatrudnienie, a mimo to oczekują bezpłatnej opieki medycznej.

Rząd w Lizbonie obiecał 1,5 miliona euro na wsparcie społeczne, a także pokrycie jednej trzeciej kosztów opieki zdrowotnej. „Są organizacje humanitarne i społeczne, takie jak Venexos, które im pomagają, chociaż większy ciężar spoczywa na rządzie, który wspiera i nadal będzie to robił, ponieważ, między innymi,” są to nasi współobywatele – zaznacza Albuquerque, prezydent archipelagu. Ponadto zapewnił, że na poziomie integracji nie było „żadnego problemu ani konfliktu, sama integracja idzie dobrze”, dodając, że „mają duże chęci i zdolności do pracy”.

„Stanowisko rządu regionalnego jest bardzo proste: zrobimy wszystko i nadal będziemy robić wszystko, aby wesprzeć naszych rodaków, którzy wracają z Wenezueli w trudnej sytuacji”, powiedział portugalskiej agencji prasowej Lusa, podkreślając na koniec, że „ci ludzie czują się jak w domu i są w pełni zintegrowani”.

Podczas gdy około sześć tysięcy imigrantów latynoskich przebywa na Maderze, to minimum 1500 Wenezuelczyków przebywa w kontynentalnej Portugalii. W szczególności osiedlają w mocno przemysłowym regionie  Aveiro, w północnej części kraju, oddalonej zaledwie 75 km od malowniczego Porto. Diamantino Sabina, prezes gminy, nie ukrywa zadowolenia tym faktem: powrót emigrantów ma ogromny wpływ na lokalną gospodarkę. „Przybywają z ogromnym pragnieniem pracy i zaspokoją tutejszy runek pracy” – tłumaczy. „Przez lata kryzysu młodzież wyemigrowała i pozostawiła nas z poważnym problemem braku siły roboczej, do tego stopnia, że mieliśmy firmy, które nie rozwijały się z powodu braku pracowników”. Ci Wenezuelczycy i Luso-Wenezuelczycy wykonują prace, których nie chcą Portugalczycy.

O obecności Wenezuelczyków w tym rejonie przypomina choćby coraz więcej pojawiających się knajpek wenezuelskich. W samej niewielkiej miejscowości Estarrei, liczącej ledwie 27 tysięcy mieszkańców, znajduje m.in. bar przekąskowy Kanayma, restauracja Caracas Grill, a także cukiernie Miranda czy Charcutaria Bolívar. Wszystkie założone i prowadzone przez przybyszów z tego karaibskiego państwa.

W latach 50. i 60. tysiące ludzi opuściło ten region. Gdy po tej stronie Atlantyku panowało ubóstwo i dyktatura, z drugiej strony obiecano im nowe, lepsze, zamożniejsze życie. Ci, którzy teraz wracają, to ich dzieci, wnuki, czasem prawnuki. W Estarreji znajduje się jeden z największych parków przemysłowych w kraju – zakłady petrochemiczne, zakłady przetwórcze, przemysł tworzyw sztucznych i farmaceutyczny. Spośród latynoskich imigrantów którzy osiedlili się w tym regionie, wielu znalazło pracę w Prozinco. Ta konkretna firma zatrudnia 600 pracowników i zajmuje się obróbką metali, eksportując na cały świat.  Manuel Matos, właściciel firmy, od początku 2018 roku zatrudnił już kilkunastu Luso-Wenezuelczyków. „Mamy ogromne zapotrzebowanie na wysoko wykwalifikowaną siłę roboczą, a ci pracownicy mają wyższy niż przeciętny poziom wykształcenia, a nawet jeśli nie jest to ich obszar, uczą się tego szybko i łatwo”.

Historia kołem się toczy i tym razem wszystko wskazuje na to, że sporo przesiedleńców z Karaibów może właśnie tutaj znaleźć swoje miejsce do życia, swoją ziemię obiecaną, a korzyści z tego będą obopólne.

 

Tomasz Skowronek – komentator geopolityczny i publicysta, specjalizujący się w problematyce międzynarodowej w szczególności dotyczącej Ameryki Łacińskiej oraz Europy Południowej. Publikował m.in. na portalach Stosunki.pl, Histmag.org, Magazynkontakt.pl i Mediumpubliczne.pl, a także w portalu „Obserwator Międzynarodowy”.

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.

No Comments Yet

Comments are closed