Dr Krzysztof Tokarz: Wybory w Bawarii będą miały wpływ na Berlin, Brukselę i Warszawę [KOMENTARZ]

Wybory w  najbogatszym niemieckim landzie zakończyły dominację CSU, siostrzanej partii Angeli Merkel. Jeszcze gorszy wynik odnotowała SPD. Ale największym przegranym jest Berlin, gdzie rządzi koalicja SPD-CDU/CSU. Te wybory będą miały również konsekwencje dla coraz bardziej chwiejącego się rządu Angeli Merkel, a więc i dla Unii Europejskiej. Polska także zapewne odczuje skutki wyboru Bawarczyków.

(Image: GETTY•DW)

Autor: dr Krzysztof Tokarz

Chadecka CSU wygrała wybory do landtagu Bawarii z wynikiem 37,2 proc, drugie miejsce przypadło Zielonym (17,5 proc.). To oficjalne dane po przeliczeniu wszystkich głosów. CSU, pomimo że wygrała, to jednak przegrała – to nie oksymoron, lecz fakt. Liczbowo pokonała wszystkich konkurentów, lecz przegrała – bo straciła w regionalnym parlamencie bezwzględną większość, którą cieszyła się dotychczas. W przeliczeniu na mandaty w parlamencie Bawarii CSU otrzyma 85 miejsc, Zieloni 38, Wolni Wyborcy 27, AfD 22, SPD 22, a FDP 11. Najgorszy od 68 lat wynik CSU w wyborach do landtagu oznacza, że bawarscy chadecy będą zmuszeni do stworzenia koalicji. Ale jeszcze niżej upadła socjaldemokracja,  odnotowując swój najgorszy wynik od 1946 roku.

Wśród możliwych partnerów CSU, jedna ze znanych światowych agencji wymienia Wolnych Wyborców, FDP, a także Zielonych. Jednak najbardziej możliwa jest koalicja z CSU z Wolnymi Wyborcami. –Oczywiście nie jest to dla nas łatwy dzień – wyznał zaraz po ogłoszeniu wstępnych wyników wyborów premier Bawarii i główny kandydat CSU w tym landzie Markus Soeder. Polityk mówił o „bolesnym rezultacie”.  Dał również do zrozumienia, że będzie dążył do budowy koalicji z regionalną partią Wolni Wyborcy (FW). Z kolei jej przewodniczący, Hubert Aiwanger, wyraził gotowość do współpracy z CSU. A to sumując głosy tych ugrupowań, wystarcza to do budowy obywatelskiej koalicji. Po cichu mówi się, że CSU nie chce koalicji z Zielonymi. A to by oznaczyło, że na nic zda się dobry wynik Zielonych, gdyż ta partia nie ma zdolności koalicyjnych. Dobry wynik osiągnęła również AfD. Dzięki 10,2 proc. po raz pierwszy do regionalnego parlamentu w Bawarii weszła  Alternatywa dla Niemiec (AfD). Jednak już we wczesnym etapie przedstawiciele CSU wykluczali możliwość koalicji z tym ugrupowaniem.

Z całą pewnością o prawdziwej katastrofie można powiedzieć w przypadku SPD, która straciła ponad 10 pkt. Spadła poniżej dwucyfrowej liczby osiągając zaledwie 9,7 proc. poparcia. To najgorszy wynik socjaldemokratów od 1946 roku. Jest to niewątpliwie “mocna” czerwona kartka jaką partia ta otrzymała od wyborców. Sekretarz generalny SPD Lars Klingbeil określił słaby rezultat socjaldemokratów w niedzielnych wyborach jako „gorzką porażkę bawarskiej SPD”, ale powiedział też coś bardzo ciekawego. Komentując kiepski wynik jego partii, dodał, że to „jasny sygnał z Bawarii do Berlina”. Rządząca krajem koalicja chadeckich CDU i CSU oraz SPD, pogrążona w kolejnych sporach, „nie sprawuje się dobrze” – jak ocenił to socjaldemokrata.

Wybory w Bawarii są pierwszymi wyborami krajowymi po objęciu władzy w Niemczech przez nowe wydanie wielkiej koalicji. Z tego powodu uchodzą za sprawdzian dla chadecji i socjaldemokratów. Nie najlepszy wynik CSU, a także katastrofalny rezultat SPD, mogą zachwiać rządem w Berlinie. Może przysporzyć kłopotów szefowi CSU, a zarazem stojącemu na czele federalnego ministerstwa spraw wewnętrznych Horstowi Seehoferowi. Katastrofa wyborcza jaką zaliczyła SPD stawia jej szefową SPD Andreę Nahles w bardzo niekorzystnej sytuacji. Nie da się już dłużej ukryć, że współautorką kiepskiego wyniku jej partii jest właśnie ona sama.

Porażka dwóch rządzących Niemcami partii chadeków z CSU i socjaldemokratów z SPD jest jednocześnie klęską rządu. Wynik wyborów w Bawarii to nie tylko porażka rządu krajowego, lecz to klarowny sygnał ostrzegawczy dla całej niemieckiej klasy politycznej. Rezultaty wyborów w największym landzie Niemiec poważnie podkopują pozycję samej Angeli Merkel. Nie da się już ukrywać i powtarzać „nic się nie stało”. Dla rządu w Berlinie jest to już kolejny cios. Co ciekawe, w czasie kiedy polityka dołuje, to niemiecka gospodarka rozkwita. Dlatego też, nie gospodarka ma tu decydujący głos, lecz kwestie polityczne i kulturowe. Angela Merkel skierowała CDU i CSU w lewą stronę.  Nie tylko prawicowy, ale i centrowy wyborca już nie wierzy Merkel. A szybki manewr odzysku prawicowego elektoratu, jaki próbowała wykonać CSU nie powiódł się. CSU zapłaciła utratą wyborców – nie tylko za własne błędy, ale za politykę Berlina. Być może manewr skrętu na prawo nieco uszczuplił straty CSU, lecz nie był w stanie im zapobiec. Historyczny wynik AfD potwierdza, że skręt Merkel na lewo pozostawił prawicowych wyborców  na poboczu, a jak wiadomo polityka nie znosi pustki, więc beneficjentem stała się w sposób naturalny Alternatywa dla Niemiec.

Merkel swoich politycznych partnerów coraz szybciej ciągnie na dno. Słabnie i to na naszych oczach. Coraz głośniej mówi się już o epoce „post-Merkel”, chociaż ta przecież nominalnie nadal jest kanclerzem. Merkel najwidoczniej znajduje się w fazie „pomiędzy”. Nie jest jeszcze tak słaba, aby zmusić ją do odejścia z zajmowanych stanowisk, lecz nie jest już tak popularna i silna, żeby sprawnie kierować partią i państwem. Wyniki wyborów w Bawarii są odbiciem takiego stanu „pomiędzy”. Ale słaba i nawet we własnym kraju tracąca popularność Merkel będzie balastem dla całej Unii Europejskiej. Dlatego wybory bawarskie – przełożą się również na kierowanie UE. Nie jest żadną tajemnicą, że Berlin steruje z tylnego siedzenia władzami wspólnoty, albo przynajmniej ma na ich decyzje przemożny wpływ.  Słaba Merkel oznacza również przynajmniej częściowy paraliż Unii Europejskiej lub chaotyczne działania, które będą miały  niemieckiej kanclerz „pomóc” na jej krajowym podwórku. Nie od dziś  wiadomo, że jak się  coś „pali” we własnym kraju, to politycy, dla odwrócenia uwagi, przekierowują zainteresowanie na innych. Osłabiona Merkel nie będzie mogła tak skutecznie jak dotychczas egzekwować niemieckich interesów na forum międzynarodowym. Także w relacjach z USA  „słaba Merkel” może mieć odzwierciedlenie. Berlin nie będzie już tak mocno uderzał w Trumpa – jak to robił dotychczas.

Dla Polski, kuriozalnie, słabsza Merkel może być dobrym wyjściem. Przynajmniej doraźnie. Berlin nie będzie już mógł z tylnego siedzenia, rękoma unijnych instytucji, tak mocno naciskać na Warszawę. Zaobserwujemy to już niebawem zwłaszcza w bieżącej polityce. Ale ze słabości obecnej kanclerz Warszawa nie powinna się zbytnio cieszyć. Nie ma pewności, czy kolejny rząd w Berlinie nie będzie jej polityki kontynuował, a kto wie, może jeszcze zaostrzy kurs?

 

Dr Krzysztof Tokarz – doktor nauk humanistycznych, ekspert w zakresie stosunków polsko-niemieckich. Napisał ponad 200 artykułów – w tym na temat Festung Breslau, polityki i gospodarki zachodniego sąsiada Polski – opublikowanych zarówno w prasie drukowanej i na portalach internetowych

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.

No Comments Yet

Comments are closed