Dr Andrzej Kozłowski: Bolesna lekcja Zachodu. Rocznica wojny rosyjsko-gruzińskiej [KOMENTARZ]

Wczoraj przypadła 10. rocznica wojny rosyjsko-gruzińskiej z 2008 roku. Wojna, która początkowo wydawała się nieistotna, obecnie uznawana jest za symbol końca pewnej epoki – absolutnej dominacji Stanów Zjednoczonych na arenie międzynarodowej.

Czołg rosyjski w Osetii Południowej / Wikipedia

Autor: dr Andrzej Kozłowski

Wspominając ten konflikt warto pamiętać, kto go zaczął. Pomimo twierdzeń rosyjskiej propagandy – wtedy jeszcze słabo rozpoznanej na Zachodzie, to nie szaleńczy, agresywny prezydent Gruzji był winien wybuchowi wojny. Wpadł on w zaplanowaną rosyjska pułapkę. Wiele faktów świadczy o tym, że Rosjanie byli do tego konfliktu przygotowani i go wywołali, prowokując prezydenta Saakaszwiliego do działania. Cyberataki wymierzone przeciwko stronom gruzińskiej administracji, wysadzenie rurociąg Baku-Tbilisi-Ceyhan jeszcze przed rozpoczęciem konfliktu czy wreszcie gotowe rosyjskie wojska, które nie zostały odesłane do koszar po skończonych ćwiczeniach.

Najbardziej w tej wojnie zawiódł jednak Zachód, kompletnie nie reagując na zaostrzającą się sytuację na Kaukazie Południowym i odmawiając Gruzji konsultacji w ramach Natowskiego Partnerstwa dla Pokoju. Kiedy konflikt się rozpoczął, priorytetem dla Stanów Zjednoczonych – najbliższego sojusznika Gruzji, była ochrona amerykańskich żołnierzy przebywających w Gruzji na ćwiczeniach. Wprawdzie w administracji Busha pojawił się pomysł prewencyjnego uderzenia na wojska rosyjskie, ale szybko z nie zrezygnowano. Amerykanie i tak jednak zrobili stosunkowo dużo wysyłając swoje okręty w pobliże wybrzeża Gruzji oraz samoloty z zaopatrzeniem. Następca Busha na tym stanowisku, Barack Obama, „nagrodził” rosyjskiego agresora „resetem” i w ramach porozumienia złożył na ołtarzu Gruzję oraz elementy tarczy antyrakietowej w Polsce i w Czechach – jako gest dobrej woli.

Jeszcze gorzej zachowała się Unia Europejska, w której nastąpił podział na tzw. stare i nowe państwa. Te pierwsze apelowały o spokój i rozwagę, drugie nawoływały do ostrej reakcji. Wprawdzie to prezydentowi Francji udało się wynegocjować zawieszenie broni, to porozumienie to było bardzo niekorzystne dla Gruzji. Znaczące było też oddanie przez USA palmy pierwszeństwa, symbolizujące coraz mniejsze zainteresowanie Stanów Zjednoczonych kontynentem europejskim.

Konflikt rosyjsko-gruziński został kompletnie zignorowany na Zachodzie i w Stanach Zjednoczonych. Potraktowano go jako lokalną wojenkę na peryferiach dawnego imperium. Kompletnie nie zrozumiano, że był to pierwszy rosyjski test dla Zachodu, dla jego spoistości i determinacji. Czy nadużyciem będzie stwierdzenie, że nie zrozumiano prawdziwych intencji Rosji, której celem była zmiana panującego ładu międzynarodowego i wywalczenie sobie należytego w nim miejsca? Nawet przy użyciu siły zbrojnej. Wreszcie kompletnie zignorowano informacyjny i cybernetyczny wymiar konfliktu. Pierwszy raz państwo połączyło ataki w cyberprzestrzeni z konfliktem konwencjonalnym. Dążono również do narzucenia własnej narracji konfliktu. Pogląd o szalonym prezydencie Saakaszwilim podjudzanym przez amerykańskich mocodawców rozpowszechnił się na świecie i był powtarzany nawet wśród zachodnich ekspertów.

Błędy popełnione w 2008 roku doprowadziły do powtórki w 2014 roku, kiedy doszło do aneksji Krymu. Prawdopodobnie gdyby Zachód zareagowałby bardziej zdecydowanie w wypadku Gruzji, nigdy nie doszłoby do wojny na Ukrainie.

 

Źródło: Andrzej Kozłowski mikroblog.

 

Dr Andrzej Kozłowski – adiunkt w Katedrze Amerykanistyki i Mass Mediów WSMiP Uniwersytetu Łódzkiego. Redaktor portalu analitycznego Cyberdefence24.pl.

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.

No Comments Yet

Comments are closed