Ks. dr Przemysław Szewczyk: Syria szuka swojej drogi [KOMENTARZ]

Dla ludzi Europy przyzwyczajonych od systemów prawnych wyrosłych na gruncie filozofii greckiej i religii chrześcijańskiej zrozumienie procesów społecznych zachodzących na Bliskim Wschodzie jest niezwykle trudne. Tymczasem demokratyczne państwo prawa, które pilnuje ładu społecznego na terenie objętym swoim działaniem przy pomocy egzekwowania sprawiedliwości przez sprawnie działające instytucje ukształtowane na bazie zasady trójpodziału władzy, nie jest zjawiskiem powszechnym w świecie, lecz jedynie w tych jego częściach, które nazywamy Zachodem.

Autor: ks. dr Przemysław Marek Szewczyk

Syria przyciągnęła uwagę zachodniego świata, gdy przed siedmiu laty wybuchła tam wojna domowa. Usłyszeliśmy, bo tak przemiany zachodzące na Bliskim Wschodzie postrzegali europejscy analitycy, że Damaszek poczuł powiew Arabskiej Wiosny, że nastąpił wybuch tęsknoty ludzi za nowym porządkiem społecznym kształtowanym na wzór europejskich demokratycznych państw prawa. Szybko jednak okazało się, że pokojowe protesty i domaganie się reform przerodziły się w obłędną wojnę domową, w którą włączyły się czynnie obce państwa i organizacje spoza kraju. Szlachetne pragnienie wielu, żeby dokonać w Syrii cywilizacyjnej zmiany, rozbiły się o potężny opór obrońców ancient regime (zarówno wewnątrz społeczności jak i wśród zagranicznych ośrodków), słabość grup i stronnictw dążących do demokratycznych przemian oraz zdumiewającej dla Europejczyków siły religii jako narzędzia budowania ładu społecznego.

Nie znalazł się nikt wystarczająco silny i sprawny, by poprowadzić Syryjczyków do zbudowania nowej, prawdziwie demokratycznej i laickiej Syrii. W chwili obecnej pozostała garstka autentycznych zwolenników budowy demokratycznego państwa prawa na wzór państw cywilizacji Zachodu (często zmuszona lub wybierająca migrację), silna grupa walcząca pod sztandarem islamu mająca oparcie w innych państwach rejonu oraz reżym Baszara al-Asada, który gra kartą jedynego gwaranta ładu społecznego, dość skutecznie budując taki image zarówno w kraju jak i za jego granicami ukrywając przy pomocy propagandy i strachu popełniane przez siebie nadużycia, działania opresyjne i zbrodnie.

Asad jest w pewnym sensie uosobieniem systemu politycznego obecnego we wszystkich państwach Bliskiego Wschodu, systemu będącego w połowie drogi między państwem religijnym a demokratycznym. Z jednej strony jest to państwo uznające się za laickie, a z drugiej strony samo przyznaje, że czerpie z religii islamskiej. W porównaniu z demokratycznymi państwami prawa istniejącymi w Europie zagwarantowanie obywatelom podstawowych prawd i wolności było wysoce niezadowalające, a obecnie jest już tylko deklaratywne. Z drugiej jednak strony nigdy nie było to państwo, które budowało swoje instytucje w oparciu o Koran i hadisy. Nie jest więc ani państwem zachodnim, ani religijnym państwem islamskim.

Przy wszystkich pozytywnych aspektach państwa syryjskiego, które w sposób względnie sprawiedliwy i pokojowy zdolne było wypełniać swoje zadania przez dziesięciolecia, dzisiejsza sytuacja Syrii dowodzi słabości takiego rozwiązania politycznego. W ciągu niespełna roku państwo Asada zostało zagrożone upadkiem i do dzisiaj zmaga się z potężną opozycją wewnętrzną i zewnętrzną, prowadzi działania wojenne przeciw dotychczasowym własnym obywatelom, którzy podnieśli zbrojny bunt przeciw niemu, i usiłuje na nowo zdobyć legitymację międzynarodową.

Okazało się, że rozwiązanie polityczne ukształtowane po okresie kolonizacji i dominacji państw europejskich, nie przystaje do realiów społecznych panujących na terenie objętym jego działaniem. Podziały religijne i etniczne oraz różnice w oczekiwaniach społecznych mieszkańców Syrii wraz z wpływami podmiotów zewnętrznych doprowadziły do wojny domowej. Fakt zaś, że obywatele występują zbrojnie przeciw własnemu państwu, jest zawsze znakiem, że system polityczny nie gwarantuje im podstawowych praw. Kryzys w Syrii unaocznił, że panujący tam system polityczny ma silnych wrogów zarówno po stronie ludzi związanych z islamem, jak i po stronie ludzi dążących do realizacji w Syrii wzorców europejskich.

Mówienie, że pod władzą Asada żyło się dobrze – a takie słowa obecnie coraz częściej padają z ust Syryjczyków – jest grubą przesadą. Tego rodzaju opinie tłumaczy oczywiście aktualny wojenny chaos będący następstwem buntu, który doprowadził Syrię do zapaści ekonomicznej i politycznej. Pochodzą one jednak od ludzi cieszących się pod rządami Asadów przychylnością władzy lub mogących w nim realizować swoje prawa. Liczne grupy, którym alawicka władza nie oferowała nic więcej jak prześladowanie, mają do chwili obecnej zdanie odmienne. Łatwo zrozumieć tę sytuację porównując ją z podobnymi momentami w historii Polski. Nawet pod władzą Cara Rosji, Cesarza Prus czy Austrii znaleźć można było Polaków, którzy popierali lub akceptowali obcą władzę, nie mówiąc już o czasie państwa komunistycznego, które sporej części narodu otworzyło drogę do awansu, władzy i dobrobytu i jeszcze długo po upadku wielu za nim tęskniło. Zarówno jednak panowanie zaborców jak i czasy PRL-u nie są przez nas traktowane jako nasze państwo, ale jako narzucone rozwiązanie polityczne, które spotykało się z silną opozycją swoich obywateli.

Trzeba zatem przyznać otwarcie, że państwo Asada było od samego początku – a w chwili obecnej jest jeszcze bardziej – państwem obcym dla wielu mieszkańców Syrii, w dużym stopniu opresyjnym. Świadome braku autentycznego uznania za własne przez liczne grupy, nad którymi sprawuje władzę, łatwo sięgało po terror i przemoc, żeby uniemożliwić bunt, a w chwili obecnej czyni to jeszcze częściej.

Chrześcijanom na pewno łatwiej było i jest zachować posłuszeństwo wobec tego państwa niż licznej grupie sunnitów w Syrii, ale wystarczy, żeby ktoś z biskupów lub księży głośno upomniał się o prawa, które nauka społeczna Kościoła uznaje za niezbywalne prawa każdego człowieka, żeby aparat opresji zwrócił się przeciw niemu. Przypadek ojca Paolo Dall’Oglio, którego rząd Asada wygnał z Syrii, nie jest jedyny. Kościół jest akceptowany tak długo, jak długo nie miesza się w sprawy społeczne. Akceptacja dla państwa Asada wynika raczej z braku alternatywy, a nie z obiektywnie pozytywnej oceny.

W chwili obecnej ważą się losy reżimu Asada. Jest mocno osłabiony, kontroluje zaledwie część terytorium Syrii, a władzę nad wieloma – przykładem Aleppo – utrzymał za cenę bezlitosnego rozprawienia się z przeciwnikami, podczas którego dopuszczał się czynów ocenianych przez nas za zbrodnie wojenne. Utrzymuje kontrolę nad ludźmi przez uzbrojenie cywilnych sojuszników państwa i stworzenie w ten sposób bezkarnej i zdemoralizowanej kasty shabiha, której działania wobec sąsiadów są często bezczelnie bezprawne. Państwo jest skorumpowane w każdej domenie – od urzędników wysokiego i niskiego szczebla po policję – w stopniu dla europejczyków niewyobrażalnym, jego armia słaba i tylko dzięki przewadze w siłach lotniczych zdolna do zatrzymania sił opozycyjnych walczących coraz częściej z hasłem dżihadu.

Ten element syryjskiej układanki: odrodzenie się fundamentalizmu islamskiego, sprzyja Asadowi na arenie międzynarodowej i w samej Syrii przysparza mu zwolenników. Zysk polityczny, który czerpie on z obecności dżihadystów, jest źródłem powtarzanych cicho lub głośno spiskowych teorii, że to sam reżym wspiera te siły lub przynajmniej akceptuje ich obecność próbując nie dopuścić do zbytniego wzrostu. Damaszek potrzebuje Raqqi, dzięki której zdobywa punkty poparcia.

Państwo syryjskie podobnie jak inne państwa rejonu doskonale zdaje sobie sprawę, że jego legitymacja bierze się z zaprowadzania w świecie islamu świeckich rozwiązań politycznych, dlatego niebezpieczeństwo wzmocnienia politycznego islamu na tych terenach, które postrzegane będzie w świecie Zachodu jako regres społeczny, umacnia pozycję Asada. Paradoksalnie, kiedy uwzględnimy sytuację międzynarodową, okaże się, że większym zagrożeniem dla państwa Asada są ruchy demokratyczne niż dżihadystyczne: te drugie są niekompatybilne z Zachodem i dlatego niezdolne do zdobycia trwałej legitymacji w demokratycznym świecie, zaś pierwsze mogą urosnąć do roli poważnego konkurenta dla obecnie panujących.

Europejczykom trudno jest zrozumieć, jaką rolę odgrywa w świecie arabskim religia muzułmańska. Islam ma zupełnie inną naturę niż chrześcijaństwo głównie z tego powodu, że u swych korzeni nie ma doświadczenia laickości państwa i cały czas nie wiadomo, czy w ogóle możliwe jest trwałe zaistnienie islamu określanego przez ludzi Zachodu jako „nowoczesny”, czyli potrafiącego jak chrześcijaństwo uznać autonomię świata i budować porządek społeczny nie na podstawie przekonań płynących z religii, lecz zasad wyprowadzonych przez rozumny namysł nad tym, co dobre i sprawiedliwe.

W pierwszych miesiącach kryzysu państwa syryjskiego decydowała się właśnie ta sprawa: czy mieszkańcy Syrii, którzy odczuwali niezadowolenie z własnej sytuacji, nadzieję na lepszy porządek społeczny zwiążą z religią islamu czy też pójdą drogą świata zachodniego i dążyć będą do organizacji demokratycznego państwa prawa. Patrząc na rozwój wypadków wydaje się, że w Syrii po stronie wyznawców islamu zabrakło silnych ugrupowań prozachodnich lub zostały skutecznie rozegrane przez reżym i osłabione. Marcin Mamoń w rozmowie, którą opublikowaliśmy na portalu stowarzyszenia „Dom Wschodni”, wyraził przekonanie, że błędy na początku rewolucji popełnił też Kościół. Trudno jednak jednoznacznie rozstrzygnąć, czy chrześcijanie nie mieli partnera po stronie muzułmańskiej, z którym można by pójść do walki o nowe, bardziej sprawiedliwe państwo, czy go utracili na skutek swojej zachowawczej postawy. W każdym razie obecnie przeciwnicy władzy Asada w zdecydowanej większości nadzieję związali z islamem i rozwiązaniami politycznymi, które ta religia proponuje.

W chwili obecnej, gdy wobec rządu Asada nie widać demokratycznej opozycji, chrześcijanie skazani są na współpracę lub akceptację reżymu. W wywiadzie udzielonym „Gościowi Niedzielnemu” (35/2017) ojciec Ibrahim al-Sabagh, franciszkanin posługujący obecnie w sposób heroiczny w Aleppo, mówi o stanowisku Kościoła: „My staramy się nie mówić o polityce, tylko o cierpieniu ludzi. Staramy się patrzeć na ten kryzys z ludzkiego punktu widzenia. Przekonanie, że chrześcijanie wspierają Asada, nie jest do końca słuszne. Tyle że mając na uwadze bezpieczeństwo, nie mamy zbyt dużego wyboru”.

Zajęcie neutralnej pozycji w obecnej sytuacji jest jednak prawie niemożliwe, gdyż zagrożony rząd domaga się wyrazów poparcia, a neutralność odczytuje jako zdradę. Im silniejszy staje się radykalny islam budząc wśród chrześcijan pewność, że zmiana status quo prowadzić może jedynie do radykalnej islamizacji państwa, tym silniej Kościół wiąże się z reżymem. Z tego jednak, jak nietrwały to jest alians, na pewno zdaje sobie sprawę rząd, który musi wiedzieć, że postawa chrześcijan wynika z braku alternatywy, a nie z autentycznego poczucia zgody na proponowany przez Asada system polityczno-prawny. Kościół (zwłaszcza katolicki pozostający w głębokich relacjach ze światem Zachodu) podlega skrupulatnej inwigilacji i kontroli, gdyż w sposób naturalny jest rozsadnikiem w Syrii społecznych i politycznych idei demokratycznego świata.

Kościół w Syrii stąpa po bardzo kruchym lodzie i musi poruszać się w skomplikowanej sytuacji polityczno-społecznej bardzo ostrożnie. Wykonuje olbrzymią pracę pomocową i udzielając wsparcia obu stronom konfliktu już chociażby w ten sposób przyczyna się do budowania nowej mentalności. Pozostaje mieć nadzieję, że również wizja społeczna, którą niesie z sobą chrześcijaństwo będzie umacniać się wśród wyznawców islamu, żeby któregoś dnia można było zbudować w Syrii taki system władzy, który będzie potrafił uszanować godziwe prawa i wolności wszystkich swoich mieszkańców, bez względu na religię czy przynależność etniczną. Nie ulega wątpliwości, że ewolucja Syrii i innych krajów świata arabskiego w stronę demokratycznego państwa prawa zależy od zdolności wyznawców islamu do przepracowania swojego doświadczenia religijnego i rezygnacji z politycznych aspiracji ich religii. Chrześcijanie mają w tym procesie do odagrania bardzo ważną rolę.

Ks. dr Przemysław Marek Szewczyk – prezbiter Kościoła rzymsko-katolickiego Archidiecezji Łódzkiej. Prezes stowarzyszenia Dom Wschodni – Domus Orientalis. Ukończył studia doktorskie na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II z zakresu historii Kościoła – patrologii oraz studia magisterskie na Uniwersytecie Łódzkim z zakresu filologii klasycznej. Tłumacz dzieł Ojców Kościoła z języka greckiego i łaciny. Miłośnik i znawca Bliskiego Wschodu.

Tekst ukazał się również na stronie stowarzyszenia Dom Wschodni – Domus Orientalis: http://domwschodni.pl/stories/article/syria-szuka-swojej-drogi

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.

No Comments Yet

Comments are closed