Ukraina: Nadzieja wyrastająca z cierpienia [WYWIAD]

Konflikt zbrojny na wschodzie Ukrainy to nie tylko dramatyczne obrazy w telewizji i rozgrywki geopolityczne. To przede wszystkim historie konkretnych ludzi nieraz zmuszonych opuścić swoje miejsce zamieszkania. Około 1 mln. 700 tys. osób zmieniło miejsca zamieszkania wskutek aneksji Krymu i inwazji rosyjskiej na Ukrainę. Aby pokazać osobisty wymiaru tego konfliktu, w Warszawie na Placu Defilad w ostatnich dniach udostępniona została ekspozycja „Displaced. 12 Stories from Ukraine”. Wystawa zawiera 12 historii wewnętrznie przesiedlonych osób, zilustrowanych przez zdjęcia, których autorem jest ukraiński fotograf Serhij Sarachanow.

wys

Obserwator Międzynarodowy przedstawia wywiad z panią Halyną, profesor Uniwersytetu Ługańskiego, obecnie mieszkającą w Odessie, która również została zmuszona do wyjazdu przez konflikt. Rozmawiał Witalij Mazurenko.

Jakie były okoliczności Pani wyjazdu z Ługańska?

Pracowałam na uniwersytecie w Ługańsku. 16 czerwca 2014 r. jeden z akademików Uniwersytetu został przejęty przez separatystów. Wydali rozkaz żebyśmy nie przychodzili do pracy. Walki toczyły się na przedmieściach Ługańska, odbyła się prowokacja z niby-ostrzałem budynku Administracji Obwodowej przez ukraiński śmigłowiec. Cały czas wyły syreny ostrzegawcze. Bałam się o swoje dziecko. Dlatego 20 czerwca zdecydowałam się wyjechać z miasta. Najpierw pojechaliśmy do Charkowa, stamtąd 22 czerwca do Odessy, bo nie było biletów na bezpośrednie połączenie. Martwiłam się, że na dworzec w Ługańsku przyjdą separatyści i nas zatrzymają. W Odessie czekała już na mnie koleżanka. Pomogła mi na pierwszym etapie pobytu w mieście, znalazła mieszkanie.

Czy pozostawiła Pani przyjaciół po drugiej stronie linii rozgraniczającej? Jakie są Pani relacje z nimi i z rodziną z Ługańska?

Tak, mam kolegów w Ługańsku. Ale przede wszystkim została tam moja mama, ponieważ nie chciała zostawić grobu mojego brata, który zmarł siedem lat wcześniej. Mama nie wspiera okupantów, ale tam zostało wszystko co ma. Nie wyobraża sobie życia gdzie indziej. Są również przyjaciele i sąsiedzi, z którymi utrzymuję kontakt i którzy pomagają mamie. Ale jednocześnie są tacy, z którymi zerwałam znajomość przez ich poparcie dla okupantów.

Jak wyglądał okres adaptacji w nowym miejscu zamieszkania? Kto dawał emocjonalne  wsparcie i pomagał w rozwiązaniu codziennych problemów?

Nie miałam specjalnego okresu adaptacji. Nie było jasne jak długo potrwa wyjazd. W rozwiązywaniu codziennych problemów bardzo pomagała mi koleżanka oraz wolontariusze. Problemy emocjonalne pojawiły się w sierpniu 2014, kiedy trzeba było rozpocząć pracę nad przygotowaniem nowego roku akademickiego. W tym samym czasie toczyły się intensywne walki w obwodzie Ługańskim. W ciągu półtora roku zajęcia prowadziłam na odległość za pomocą platformy  MOODLE. Ale i tak musiałam przyjeżdżać na sesje.

Miała Pani w sobie siłę, żeby pracować jako wolontariusz. Jak zaczęła się ta działalność? Na czym polegała?

Zaczęła się w kwietniu 2014 roku, jeszcze w Ługańsku. Na początku nie mieliśmy świadomości, że działamy jako wolontariusze. Po prostu staraliśmy się pomagać naszemu wojsku. Armia i wojsko graniczne nie miały wtedy najbardziej niezbędnych rzeczy potrzebnych dla funkcjonowania. Mnie i moim kolegom wydawało się oczywistym, że trzeba działać na rzecz naszej armii i jedności Ukrainy.

Przebywając już w Odessie, zrozumiałam że Ługańsk nie zostanie zwolniony w ciągu dwóch miesięcy. Znalazłam grupę wolontariuszy zajmujących się wsparciem armii oraz osób które wyjechały z okupowanych terenów, zaangażowałam się w ich działalność. Wprowadziłam system rachunkowości i stworzyłam bazę danych osób przesiedlonych, z której korzystały nasza i inne grupy wolontariuszy. Teraz wróciłam do współpracy z wolontariuszami z Ługańska, którzy wyjechali do Odessy, Kijowa, Dnipra i Lwowa. Założyliśmy fundację na rzecz wsparcia żołnierzy z ATO.

Jest Pani wykładowczynią na Uniwersytecie. Mając rzetelną wiedzę, ma Pani również pełną świadomość tragiczności wydarzeń. Jak udało się pohamować emocje i z sukcesem działać w nowym miejscu zamieszkania?

Siłę daje świadomość tego, że nikt oprócz nas samych nie uczyni naszego państwa naprawdę niepodległym, samorządnym. Właśnie potrzeba działania na rzecz państwa i własnego dziecka, któremu życzę niepodległej Ukrainy, wsparcie ze strony ludzi nieobojętnych, dały mi siłę przezwyciężyć najtrudniejsze momenty. Jednak najbardziej negatywne emocje przyszły nie w 2014 roku, a po trzech latach pobytu w Odessie. Nastało pełne zrozumienie, że powrotu do byłego życia nigdy nie będzie.

Ma Pani syna. Ile miał lat w momencie wyjazdu i jak go przeżył?

Miał wtedy 14 lat. Myślę, że nie do końca miał świadomość, że przenosimy się w nowe miejsce zamieszkania. Raczej odbierał wyjazd jako wypoczynek w czasie letnich wakacji. Wychodził ze mną tylko na spacery i nad morze, nie miał w Odessie kolegów. Myślał, że wróci do swojej szkoły w Ługańsku, ale był zmuszony przenieść się do nowej.

Jakie miał przede trudności w nowym miejscu? Jak był odbierany przez rówieśników w Odessie?

Syn trochę pomagał mi przy wolontariacie latem 2014 roku. Jeszcze nie miał kolegów w Odessie, to było dla niego wtedy najbardziej niezwykłe. W szkole spotkał się z przyjaźnią i poparciem. W dziewiątej klasie miał świetną nauczycielkę, której jestem bardzo wdzięczna. Pomogła mu się szybko zaadaptować. Znalazł kolegów. Ale i tak spędzał większość czasu w domu, zanim zajął się sportem w sekcji, którą prowadzi moja znajoma, przesiedlona z Doniecka.

W chwili obecnej pracuje Pani w kooperacji z wolontariuszami ze Lwowa nad książką o obronie ługańskiego lotniska. Co oznacza dla Pani ta książka?

Wolontariusze ze Lwowa to właśnie moje koledzy z Ługańska, którzy tam wyjechali. Chcemy, żeby społeczeństwo wiedziało i pamiętało jak zaczęła się wojna, oraz pamiętało tych, którzy pierwsi przyjęli ogień na siebie i wytrzymali. Oni bronili Ukrainy prawie bez broni i mundurów, w tenisówkach, bez wody i jedzenia. Chcemy, żeby wiedziano o tym jak mieszkańcy Ługańska i obwodu  wspierali swoich żołnierzy. Jak byli męczeni i umierali za Ukrainę. Jak cywile byli więzieni i rozstrzeliwani za wsparcie Armii i hasła „Ukraina zjednoczona”.

Jakie ma Pani plany na przyszłość? Kiedy wojna się skończy ma Pani zamiar powrotu do Ługańska?

Wojna się skończy. Bardzo na to liczę. Z kolegami staramy się przybliżyć ten moment w miarę naszych sił. Mam w sobie wiele sprzecznych emocji, ale chcę wrócić i odbudowywać nowy ukraiński Ługańsk.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Witalij Mazurenko.

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.

No Comments Yet

Comments are closed