San Escobar – a co jeśli naprawdę istniałoby takie państwo? Analiza prawnomiędzynarodowa

Zazwyczaj, jeśli w znanych zagranicznych mediach dużo mówi się o Polsce, to tematem tych niusów są albo wybory, albo śmierć sławnego Polaka. Ostatnio jednak bardzo głośno zrobiło się o naszym kraju z innego powodu. W zasadzie bardziej precyzyjne byłoby określenie, że świat pisał nie o Polsce, a o innym, niewystępującym w rzeczywistości państwie, „odkrytym” przez polskiego Ministra Spraw Zagranicznych – Witolda Waszczykowskiego – o wdzięcznej nazwie San Escobar. A co jeśli takie państwo by rzeczywiście istniało?

san-escobar-map-20170118010813

 

Autor: Mateusz Osiecki

Przejęzyczenie Waszczykowskiego przerodziło się w wielki hit Internetu, który nieustannie umila czas i poprawia humor użytkownikom Facebooka i Twittera. Ale podejdźmy choć raz do tematu San Escobar śmiertelnie poważnie. Przyjrzyjmy się bliżej temu, jak – z perspektywy prawa międzynarodowego – kształtowałyby się stosunki tego państewka, gdyby ono rzeczywiście istniało….

Ludowo-Demokratyczna Republika San Escobar to niewielkie państwo położone w Ameryce Środkowej, graniczące z Meksykiem i Gwatemalą, które od wschodu opływają wody Morza Karaibskiego. Ma zatem wydzielone terytorium, a na jego obszarze mieszka w przybliżeniu ok. 360 tys. osób. Stolicą, a zarazem głównym ośrodkiem kulturalnym i finansowym państwa, jest Santo Subito. Na czele państwa stoi prezydent.

Konwencja z Montevideo o prawach i obowiązkach państw z 1933 r. w art. 1 stanowi, że państwem według prawa międzynarodowego jest ten podmiot, który:

  1. ma określone terytorium
  2. zamieszkuje stała ludność
  3. posiada władzę zwierzchnią
  4. ma zdolność do nawiązywania stosunków z innymi państwami.

Mając na względzie powyższe, można przyznać San Escobar przymiot państwowości. Nie dość, że kraj ten dysponuje określonym terytorium, na którym mieszka pewna liczba ludności, a władzę sprawuje weń efektywny rząd, to podmiot ten jest jak najbardziej zdolny do zawierania stosunków z innymi państwami. Dowodem na to jest chociażby fakt, że Ludowo-Demokratyczna Republika San Escobar brała udział w styczniowym szczycie ONZ w Nowym Jorku. A jak podkreślił sam Minister Spraw Zagranicznych Polski, Witold Waszczykowski, szczyt ten był doskonałą okazją do zbliżenia relacji Rzeczypospolitej z kilkoma państwami karaibskimi, m.in. właśnie San Escobar. Celem nawiązania bliższych stosunków było poparcie kandydatury naszego kraju na niestałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ. Według informacji zawartych na oficjalnym profilu karaibskiej republiki na Facebooku, kandydatura ta została w pełni poparta.

Ocieplenie relacji między oboma mocarstwami zaowocowało długo oczekiwanym  ustanowieniem stosunków dyplomatycznych. Zgodnie z art. 3 Konwencji Wiedeńskiej o Stosunkach Dyplomatycznych, obydwa państwa zainteresowane muszą wyrazić zgodę, aby ich interesy były realizowane przez stałe misje dyplomatyczne. Taki akt zgody wiąże się zresztą z inną kwestią, a mianowicie uznaniem się państw – otóż bowiem prawo międzynarodowe, co wyraża chociażby art. 7 wspomnianej Konwencji Montevideo, dopuszcza możliwość uznania państwa w formie nie tylko wyraźnej (np. wydania stosownego oświadczenia przez rząd), ale także domniemanej.

Przykładem takiej czynności jest właśnie zawarcie stosunków dyplomatycznych – i tak dzięki staraniom dyplomacji obu stron doszło do tego, że rządy w Warszawie i Santo Subito zaakceptowały wzajemne istnienie. Oba państwa poszły o krok dalej w kwestii współpracy – bezpośrednio po ustanowieniu stosunków dyplomatycznych, zawarły one także umowę międzynarodową, na podstawie której obywatele obu państw mogą po nich swobodnie podróżować bez wizy. Kwestia regulacji limitów w ruchu turystycznym jest bowiem przedmiotem stosownych umów bilateralnych zawieranych przez poszczególne państwa.

Jeśli już mowa o podróżowaniu, to warto dodać, że wobec tak znacznego zbliżenia Polski i San Escobar, otwarciem bezpośrednich połączeń pomiędzy nimi zainteresowanych jest kilka linii lotniczych, m.in. flagowy przewoźnik karaibskiego państwa El Nino. Zanim jednak wspomniane rejsy transatlantyckie zostaną zainaugurowane, musi zostać spełniony szereg warunków. Otóż zgodnie z art. 5 Konwencji Chicagowskiej o Międzynarodowym Lotnictwie Cywilnym z 1944 r. swoboda wyboru tras bez ich konkretnego określania nie dotyczy lotów wykonywanych w służbie regularnej. A zatem, aby połączyć dwa punkty znajdujące się w różnych państwach regularnymi rejsami (scheduled flights), kraje, na których terytorium te punkty się znajdują muszą zawrzeć stosowną dwustronną umowę o komunikacji lotniczej. Taka umowa określać powinna dokładną trasę oraz wskazywać uzgodnione służby powietrzne (agreed services). Poza tym postanowienia umowy dotyczą też linii lotniczych operujących na trasie, modelu wykorzystywanego samolotu itd.

San Escobar i Polska mogłyby zatem zawrzeć umowę o komunikacji lotniczej, w której uzgodniłyby, że połączą drogą lotniczą Warszawę oraz Santo Subito. Loty na trasie będą mogły być wykonywane raz dziennie w jedną stronę i jeden raz dziennie w drugą, z czego 3 rotacje obsługiwałyby linie El Nino samolotem Airbus A330, zaś 4 rotacje Polskie Linie Lotnicze LOT Boeingiem 787 Dreamliner. Ponadto, zarówno na lotach z Warszawy do Santo Subito, jak i powrotnych mogliby być zarobkowo wożeni pasażerowie, poczta i towary. Wprawdzie dyskusje o ewentualnym otwarciu połączeń na wspomnianej trasie są raczej przedwczesne, to jednak ich idea na pewno spotka się z dużym entuzjazmem obywateli naszego kraju, którzy pragnąc wypocząć na malowniczych plażach Esperal – z pewnością zaczną się interesować ewentualnymi ofertami bezpośrednich lotów do San Escobar.

Powyższe rozważania to jedynie luźna hipoteza stanu rzeczy, który mógłby zaistnieć, gdyby taki twór jak San Escobar faktycznie widniał na politycznej mapie świata, a Polska  zgodnie z prześmiewczymi wpisami internautów nawiązałaby zeń określone kontakty. Niestety, trudno jednak oczekiwać, że przejęzyczenie szefa dyplomacji RP cudem skłoni rządy Meksyku i Gwatemali do zadecydowania o podziale swoich terytoriów, a powstałe w ten sposób skromnie zaludnione podmioty zadecydują o zjednoczeniu, by następnie przemianować położone na swoim terytorium miasta na „Santo Subito”, „Guacamole” czy „San Antonio”. Nie zapominajmy przy tym, że nawet fikcyjny twór będący obiektem powszechnych żartów może być dobrym materiałem do przeprowadzenia analizy prawnomiędzynarodowej.

Mateusz Osiecki – specjalista prawa lotniczego, doktorant w Katedrze Prawa Międzynarodowego i Stosunków Międzynarodowych, Wydział Prawa i Administracji, Uniwersytet Łódzki.

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.

No Comments Yet

Comments are closed