Kijów-Warszawa: nasze relacje to coś więcej niż „Wołyń”

Problem dzisiejszych stosunków polsko-ukraińskich to pokłosie wykorzystania krwawej i trudnej wspólnej historii dla budowania kapitału politycznego. Nastroje antyukraińskie, które w sposób niepokojący przebijają się do głównego nurtu dyskursu politycznego w Polsce to jedna z konsekwencji nieroztropnej polityki Warszawy względem Kijowa.

Autor: Witalij Mazurenko

Dziś na pierwszy plan wybija się – ponownie – temat tragicznych zdarzeń na Wołyniu w czasie II wojny światowej – przyjęcie 22 lipca tego roku specjalnej uchwały przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej w sprawie ludobójstwa na Wołyniu jest tego najbardziej doniosłym przykładem. Z punktu widzenia mieszkającego w Polsce obywatela Ukrainy, można odnieść wrażenie, że o ile rozwój gospodarczy Polski wyprzedza ukraiński o przynajmniej kilkanaście lat, o tyle podobny wymiar dyskursu politycznego istniejącego dziś w polskiej przestrzeni polityczno-społecznej nad Dnieprem obserwowano już dobre kilka lat temu. Taką samą bipolarność i demagogię w życiu politycznym na Ukrainie odnotowano w dobie po Pomarańczowej Rewolucji, ale i w czasie rządów Wiktora Janukowycza. To właśnie wtedy uwaga społeczeństwa koncentrowała się wokół kwestii historii narodowej (oraz języka), a także sztucznej próby podzielenia Ukrainy na tak zwany Wschód (post-sowiecki, z dominującym językiem i kulturą rosyjską) oraz Zachód (nacjonalistyczny, hiperukraiński, z bohaterami pokroju Stepana Bandery).

Podobny schemat można zaobserwować teraz w Polsce, kształtowany właśnie za pośrednictwem odniesienia się do tragicznych wydarzeń na  Wołyniu. W moim przekonaniu, to sztuczne dzielenie obywateli Rzeczypospolitej na „prawdziwych Polaków z krwi i kości”, broniących zawsze i wszędzie polskiej racji stanu oraz „bezwolnych europejskich liberałów”, nieodnajdujących się w dzisiejszej polityce Warszawy. Z ukraińskiej perspektywy uwypuklanie dziś sprawy Wołynia to jak sypanie soli na wciąż niezagojoną ranę – nie tylko na Ukrainie, ale także w samej Polsce.

Przebaczamy i prosimy o przebaczenie – to się już dokonało!

Trudne pytania dla pamięci historycznej obu narodów zostały już niejednokrotne „przepracowane”. Dowodem na to są przecież wspólne uroczystości z udziałem najwyższych władz państwowych. Warto tu wspomnieć spotkanie prezydentów Ukrainy i Polski, Leonida Kuczmy i Aleksandra Kwaśniewskiego z 2003 r., w 60. rocznicę tragedii wołyńskiej, jak i późniejsze, Wiktora Juszczenki i Lecha Kaczyńskiego z 2006 r., na cześć Polaków pomordowanych na Wołyniu, ale i upamiętniających ukraińskie ofiary na terenie wschodniej Polski (m.in. w Pawłokomie). Jedną z podstaw dla porozumienia w 2003 r. były prace nad rolą OUN i UPA, prowadzone wcześniej przez mieszaną ukraińsko-polską grupę historyków.

Ponadto, przypomnijmy, odbyła się wymiana listów otwartych i podpisanie deklaracji między intelektualistami i kościołami obu narodów, w których pojawiły się złote słowa: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. To np. wspólny list Synodu Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego i Konferencji Episkopatu Polski z czerwca 2005 r. czy wspólna deklaracja z Warszawy wydana przez katolickich biskupów obrządków rzymskiego i bizantyjsko-ukraińskiego z Polski i z Ukrainy, z czerwca 2013 r. Wydaje się zatem, że wzajemne „wyznanie grzechów” już się dokonało! W jakim celu po raz kolejny należy rozgrzebywać dawne winy i wskrzeszać demony przeszłości? Ten stan rzeczy stał się częścią współczesnego dyskursu politycznego na Ukrainie.

Próba akcentowania tragedii wyłącznie polskich ofiar i zapominanie o cierpieniu ukraińskich, jak również nieznana wcześniej fala medialna w Polsce, częścią której stał się obecnie film Wojciecha Smarzowskiego „Wołyń”, w dużej mierze jest wynikiem swoistej „fiksacji” nad taką (polską) a nie inną oceną wydarzeń historycznych. Wydarzeń, które – powtórzmy to – z perspektywy ukraińskiej zostały już dostatecznie „opisane” i „zamknięte” przy okazji wcześniejszych okrągłych rocznic tragedii wołyńskiej, w 2003 i 2013 r.

Dzisiaj, Kijów stara się jednak reprezentować niezwykle pragmatyczne podejście. Zauważmy, że parlament ukraiński nie przyjął w odpowiedzi na dokument Sejmu RP z 22 lipca br. uchwały symetrycznej. Ograniczył się bowiem do uchwały o charakterze protestacyjnym, w której zaznaczono: „Rada Najwyższa Ukrainy potępia jednostronne działanie Senatu i Sejmu RP, którego celem jest przegląd pozytywnych wyników współpracy, osiągniętych w ciągu konstruktywnego ukraińsko-polskiego dialogu w ciągu ostatniego dziesięciolecia”. Nawiasem mówiąc, w czasie debaty w Sejmie w przedmiocie przyjęcia Uchwały z 22 lipca wyróżniły się dwa wystąpienia – posłów Adama Szłapki z Nowoczesnej i Józefa Lassoty z Platformy Obywatelskiej, które spowodowały pozytywne reakcje w mediach ukraińskich. Obaj posłowie wyrazili nadzieję, iż rzeczywiście podjęte wysiłki w zakresie pojednania między narodami (i przez wzajemne przebaczenie, i poprzez obecne przyjazne stosunki) nie powinny stać się polityczną kartą przetargową. Zawsze wtedy, gdy kwestia pamięci historycznej jest zwykłą demagogią, nie należy się spodziewać niczego dobrego.

Pomnik pomordowanych Polaków we wsi Huta Pieniacka na Ukrainie

Wołyń dzieli – co łączy?

Nawet najtrudniejsze pytania natury historycznej nie powinny dziś przesłonić wagi wzajemnych – czytaj: dobrych – relacji Kijowa i Warszawy – w ustach przywódców obu państw wciąż określanych jako strategiczne. Nie zapominajmy, że kluczowe interesy Polski i Ukrainy znajdują się „powyżej” przemijającej sytuacji politycznej. Podkopanie idei głębokiej integracji przez dzisiejsze „przepychanki” natury historycznej tak naprawdę uderzy rykoszetem w oba kraje – należy być tego świadomym.

Przede wszystkim oba państwa stoją w obliczu zagrożenia ze strony Federacji Rosyjskiej. Ukraina od ponad dwóch lat zmaga się z rosyjską agresją, co powinno przemówić do gorących głów w Warszawie wykrzykujących dziś antyukraińskie hasła; bezpieczna Ukraina to bezpieczna Polska. To strategiczne myślenie zaowocowało powstaniem wspólnej Brygady polsko-litewsko-ukraińskiej. To niewątpliwie skuteczna i ważna inicjatywa polityczno-militarna – ukraińska opinia publiczna odbiera ją pozytywnie właśnie jako przykład aktywnej współpracy wojskowej, zwłaszcza w przeciwieństwie do nieaktywnej pozycji krajów Europy Zachodniej w sprawie wojny rosyjsko-ukraińskiej i agresji Moskwy na Krymie, a następnie w Donbasie. Wśród Ukraińców – także dzięki wskazanym inicjatywom – obraz Polaków jako „ludzi bliskich” wciąż funkcjonuje. Wynika to z poparcia Rewolucji Godności na Ukrainie, nie tylko przez polskich polityków, ale przede wszystkim obecności i aktywnego udziału w protestach na Majdanie zwykłych polskich obywateli i dziennikarzy. Te osobiste kontakty „prostych ludzi” pozostawiły dużo więcej dobrego dla wzajemnej przyjaźni i zrozumienia polsko-ukraińskiego niż wielkie, nieraz puste, hasła głoszone przez przywódców państwowych.

A co z ideą Międzymorza? Inicjatywa Prezydenta RP, Andrzeja Dudy, utworzenia grupy Adriatyk-Bałtyk-Morze Czarne (ABC), zmierzającej w istocie do stopniowego urzeczywistnienia koncepcji Międzymorza, znalazła swoje poparcie na Ukrainie. To z pewnością jest kierunek współpracy politycznej, ale i wojskowo-strategicznej, w którym należy podążać. Warto przy tym zauważyć, że pomysł Unii Bałtycko-Czarnomorskiej został opracowany w pismach ideologów ukraińskiego nacjonalizmu Iwana i Jurija Łypów, mieszkańców Odessy (przedstawicieli południa Ukrainy), już w okresie międzywojennym. Oznacza to, że nawet w dyskursie ideologii prawicowych – co więcej kształtującym się już od ponad stulecia – Ukraińcy i Polacy mogą znaleźć platformę porozumienia.

Mniej haseł, więcej treści

Bez wątpienia nawet najdonioślejsze idee polityczne bez zapewnienia rozwoju gospodarki dla przekształcającej się po Rewolucji Godności Ukrainy stałyby się tylko pustą wydmuszką. Głęboka integracja gospodarcza Polski i Ukrainy jest rzeczą potrzebną, co więcej, rzeczą oczywistą. Po pierwsze, niezbędne są inwestycje biznesu polskiego na Ukrainie, który swoją drogą ma już długą historię skutecznego funkcjonowania na rynku ukraińskim. Po drugie, Polacy nie powinni nie doceniać stałej (a właściwie stale rosnącej) obecności taniej siły roboczej z Ukrainy, która znacznie wzmacnia polską gospodarkę. Łamanie tych więzi – między innymi przez nierozważne „zabawy” polityczne – może być bardzo istotnie odczuwalne dla gospodarek obu krajów.

Po ukraińskiej stronie granicy wciąż istnieje zaufanie do zwycięstwa pragmatycznego podejścia nad demagogią we wzajemnych stosunkach polsko-ukraińskich. A uprzedzenia w kwestii pamięci historycznej postrzegane są jako element przejściowej sytuacji politycznej.

Zdjęcia: http://archiwum.rp.pl; http://www.kuriergalicyjski.com/

Witalij Mazurenko – doktorant prawa na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim im. Jana Pawła II; mieszkaniec Odessy i aktywny działacz Euromajdanu w tym mieście w czasie Rewolucji Godności.

У Чернівцях обговорили зовнішню політику України. Серед сусідів, з яких варто брати приклад, – Польща.

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.

No Comments Yet

Comments are closed