Długa droga do wyjścia. Prawna refleksja nad Brexitem

Brexit – to określenie w ostatnich tygodniach było jednym z najczęściej cytowanych w mediach całego świata. Nic w tym dziwnego – oto bowiem jeden z najstarszych członków Unii Europejskiej najprawdopodobniej opuści ją. Oprócz konsekwencji ekonomicznych, politycznych i społecznych wyjścia Zjednoczonego Królestwa, warto się również przyjrzeć zjawisku Brexitu z perspektywy prawnej – a tutaj zarówno prawo międzynarodowe jak i, rzecz jasna, europejskie mają naprawdę sporo do powiedzenia.

Autor: Mateusz Osiecki                                                                         

Rzecz jasna, aby doszło do czegoś takiego jak Brexit (czy do Fexitu, Polexitu i innych wersji wystąpienia z Unii), państwo wyrażające chęć opuszczenia struktur organizacji międzynarodowej musi wpierw być jej członkiem. Organizacje międzynarodowe rządowe (GO’s) są obok państw głównymi uczestnikami stosunków międzynarodowych, a w związku z tym także i podmiotami prawa międzynarodowego. Oznacza to w praktyce, że GO’s, tak jak państwa mogą zawierać umowy międzynarodowe, wysyłać i przyjmować ambasadorów, wydawać akty jednostronne itd. Zasadniczą różnicą pomiędzy państwem, a organizacją rządową jest to, że to pierwsze z samego faktu istnienia ma wspomnianą podmiotowość prawnomiędzynarodową, a to ostatnie – musi ją „uzyskać”. Aby tak się stało, grupa państw (bo tylko one mogą być w zasadzie członkami GO) musi wyrazić wolę utworzenia konkretnej organizacji w akcie ją konstytuującym (np. traktacie) i powołać jej organy, aby ta mogła za ich pośrednictwem aktywnie działać. O ile twórcom organizacji zależy na poszerzaniu jej składu, stosowne przepisy stanowiące o możliwości dołączenia doń są zawarte w akcie konstytuującym. Z reguły, aby kandydat został do GO przyjęty, powinien spełniać pewne wymogi, np. poszanowanie zasad demokracji, położenie na danym kontynencie itp. Podobnie, przepisy danej organizacji często określają warunki jej opuszczenia przez państwo-członka.

Powyższe kwestie są w zasadzie w 100% zależne od decyzji samych członków GO, gdyż prawo międzynarodowe niewiele uwagi poświęca samemu ich funkcjonowaniu. Co więcej, nie zawiera nawet konkretnej definicji tego, czym jest GO. Wiedeńska Konwencja dotycząca Reprezentacji Państw w ich Stosunkach z Organizacjami Międzynarodowymi o Charakterze Powszechnym z 1975 r. jedynie określa, czym jest „organizacja międzynarodowa o charakterze powszechnym”. Prawo krajowe wielu państw również w kwestii samych organizacji międzynarodowych po prostu milczy.

A zatem, jak już wspomniano, to sami twórcy, a potem i członkowie GO powinni uregulować sprawy związane z funkcjonowaniem organizacji międzynarodowej. Nie inaczej jest w przypadku Unii Europejskiej.

Co ciekawe, UE jest formalnie organizacją międzynarodową dopiero od 2009 r. – jej  podmiotowość prawnomiędzynarodową zapoczątkował obecnie obowiązujący Traktat Lizboński, który zniósł dotychczasowe formy współpracy między państwami europejskimi i ustanowił Unię jako sukcesora Wspólnoty Europejskiej.

Zgodnie z art. 2 Traktatu o Unii Europejskiej, organizacja ta opiera się na wartościach poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości. Przepis ten bez wątpienia deklaruje przywiązanie do istotnych i wzniosłych wartości, jednakże w rzeczywistości otwiera właśnie drzwi do działań takich jak Brexit. Wielka Brytania bez wątpienia bowiem należy do kręgu państw, które wartości określone w art. 2 przestrzegają (inaczej nie byłaby członkiem Wspólnoty, a potem Unii). Jednak to właśnie czynnik demokratyczny zadecydował o tym, że państwo to wkrótce przestanie być członkiem UE. Bez wątpienia bowiem referendum zorganizowane 23 czerwca 2016 r. na terytorium Zjednoczonego Królestwa było wyrazem woli ludności, a zatem demokratycznym zabiegiem służącym podjęciu decyzji, czy Wielka Brytania nadal ma uczestniczyć w procesie integracji z innymi państwami Europy.

Co więcej, art. 4 ust. 2 Traktatu stanowi o poszanowaniu tożsamości narodowej państw członkowskich, także z uwzględnieniem ich struktur konstytucyjnych. Jeśli więc zatem zgodnie z prawem Wielkiej Brytanii Parlament jest uprawniony do podjęcia finalnej decyzji o pożegnaniu się z Unią, ta ostatnia musi to prawo uszanować. Wyrazem tego jest niezwykle często przywoływany w mediach art. 50 Traktatu. O jego „popularności” świadczy fakt, że to właśnie ten przepis jest podstawą określającą wystąpienie z Unii. Choć nie należy on do najbardziej obszernych artykułów zawartych w Traktacie, zawiera wszystkie niezbędne postanowienia dotyczące procedury „odejścia”. Oto, jak będzie ona wyglądała w konkretnym w przypadku Wielkiej Brytanii:

  1. Przede wszystkim, państwo musi podjąć formalną decyzję o wystąpieniu – referendum to zaledwie „wskazówka” dla Parlamentu, który ostatecznie rozstrzygnie kwestię odłączenia się od wspólnoty, najpewniej w formie uchwały.
  2. Następnie Zjednoczone Królestwo będzie musiało notyfikować swój zamiar Radzie Europejskiej (np. wysyłając oficjalną przesyłkę z oświadczeniem o decyzji wystąpienia).
  3. Konieczne będzie wynegocjowanie umowy pomiędzy Unią a „stroną odchodzącą” określającej przyszłe warunki współpracy (np. dostęp do rynku wewnętrznego, uczestnictwo w swobodnym przepływie towarów). W imieniu Unii negocjacje prowadzić będzie Rada.
  4. Umowa ta powinna określać datę wejścia w życie – data będzie równoznaczna z formalnym wystąpieniem z UE, a co za tym idzie do Zjednoczonego Królestwa przestaną być stosowane Traktaty. Jeśli jednak stronom nie uda się wypracować umowy, to wówczas oficjalny Brexit nastąpi po upływie dwóch lat od dokonania notyfikacji (o której mowa w pkt 2).
  5. Cel Nigela Farage’a zostanie osiągnięty.

Formalne opuszczenie wspólnoty nie oznacza jednak trwałego zburzenia nadziei 48,1% Brytyjczyków, którzy wyrazili w referendum chęć pozostania w europejskiej rodzinie narodów – otóż bowiem wspomniany art. 50 kończy się ustępem umożliwiającym państwu, które wystąpiło, złożenie wniosku o ponowne przyjęcie. Tak więc, jeśli obywatele Zjednoczonego Królestwa wyrażą chęć dokonania, nazwijmy to, Bre-entry, opcja taka będzie możliwa. Procedura w tym zakresie będzie wyglądała tak samo jak wobec każdego innego państwa kandydującego, a zatem konieczne będzie sporządzenie stosownego traktatu akcesyjnego,

Jak zatem widać, dzień 23 czerwca, który Nigel Farage już zdążył nazwać „Dniem Niepodległości” był dopiero pierwszym ogniwem w brexitowym łańcuchu zakończonym formalnym opuszczeniem związku 28 państw Europy. Jak uszczuplenie tego grona o jednego, ale za to niezwykle istotnego członka wpłynie na przyszłość Unii? Póki co zdania ekspertów światowych są podzielone w tej kwestii. Głosy o rozpadzie związku europejskich państw, lub przeciwnie – jeszcze większego ich zbliżenia, osłabieniu się funta, przeniesieniu europejskiego centrum finansowego z Londynu do Frankfurtu, utrudnieniu dostępu do rynku pracy na wyspach płyną zewsząd.

Ale jedno jest pewne – niezależnie od konsekwencji, jakie Europa będzie musiała ponieść w związku z odłączeniem się Wielkiej Brytanii od UE, Brexit będzie dla wszystkich mieszkańców naszego kontynentu niezwykle istotną i cenną lekcją.

Zdjęcie: mises.pl

Mateusz Osiecki – doktorant w Katedrze Prawa Międzynarodowego i Stosunków Międzynarodowych, Wydział Prawa i Administracji, Uniwersytet Łódzki

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.

No Comments Yet

Comments are closed