Ameryka Łacińska: Powrót wpływów Waszyngtonu?

Podróż Baracka Obamy po Kubie i Argentynie, która miała miejsce w marcu tego roku, może zostać zapamiętana jako początek nowego cyklu w Ameryce Łacińskiej. Po latach zaniedbań i różnych napięć na linii Waszyngton – stolice latynoamerykańskie, Stany Zjednoczone stoją dziś przed okazją aby odbudować relacje z krajami, które były kiedyś jednym z najważniejszych partnerów dla Białego Domu na Zachodniej Hemisferze.

Autor: Tomasz Skowronek

Ameryka Łacińska jest związana kulturowo i geograficznie ze Stanami Zjednoczonymi. Region ten jest największym zagranicznym dostawcą ropy do USA i ważnym partnerem w rozwoju paliw alternatywnych. Jest jednym z najważniejszych partnerów handlowych, jak również największym dostawcą narkotyków. Latynosi są największym źródłem amerykańskich imigrantów, w sumie zamieszkuje ich już ponad 55 milionów. To wszystko sprawia że więzi pomiędzy tymi obszarami są głębokie.

W przeszłości, Biały Dom traktował Amerykę Południową, jak i Środkową, jak własne podwórko. Wspieranie junt wojskowych, spiskowanie i następnie obalanie nieprzychylnym rządów wobec USA i ich interesów, były na porządku dziennym i nie tylko w okresie zimnowojennym, ale także wcześniejszym. W skrócie, wszelkie problemy amerykańskich interesów na Zachodniej Hemisferze rozwiązywano za pomocą siły.

W latach 90-tych, czyli w okresie demokratyzacji kontynentu, Stany Zjednoczone nadal wywierały potężny wpływ na politykę i międzynarodowe stosunki gospodarcze Ameryki Łacińskiej.

Po 11 września 2001 roku, relacje na linii Ameryka Łacińska – USA stopniowo dystansowały się. Miało na to wpływ parę czynników. Po zamachu na biurowce World Trade Center administracja Busha skupiła się głównie na walce z terroryzmem. Ameryka zużyła bardzo dużo energii, czasu i pieniędzy na wojny w Afganistanie i w Iraku, koncentrując się głównie na regionie Bliskiego Wschodu. Zaniedbano stosunki z innymi regionami świata w tym ze światem latynoamerykańskim. Do tego George Bush wśród Latynosów, podobnie zresztą jak wśród Europejczyków nie cieszył się zbytnią sympatią. Innym dość ważnym czynnikiem było na początku XXI wieku dojście do władzy rządów, które przedstawiały się jako alternatywa dla konsensusu waszyngtońskiego, dominującego na Ziemi Ognistej od lat 90-tych.

Kraje latynoskie zaczęły domagać się bardziej sprawiedliwszych i partnerskich relacji oraz coraz bardziej próbowały zminimalizować (pod względem politycznym i, co należy podkreślić, z powodzeniem) wpływy amerykańskie w regionie. Przykładowo, w 2003 roku Waszyngton nie przekonał dwóch członków Rady Bezpieczeństwa ONZ (Meksyk i Chile) do poparcia rezolucji, która miała legitymizować amerykańską inwazję na Irak. Dwa lata później, podczas czwartego Szczytu Obu Ameryk w Buenos Aires, Stany Zjednoczone nie zdołały przeforsować swojego planu, czyli utworzenia strefy wolnego handlu (FTAA). Sprzeciwiły się temu wszystkie państwa MERCOSUR (Brazylia, Argentyna, Paragwaj, Urugwaj) oraz Wenezuela, która jeszcze wtedy nie była członkiem Wspólnego Rynku Południa. Negocjacje w tej sprawie zaczęły się już w 1994 roku, ale w 2005 roku miały zostać zakończone. Opinia publiczna uznała to jako porażkę polityki Waszyngtonu wobec Ameryki Łacińskiej. Tego samego roku na sekretarza generalnego Organizacji Państw Amerykańskich (OPA), kandydat USA, meksykański polityk członek konserwatywnej Partii Akcji Narodowej Luis Ernesto Derbez, niespodziewanie przegrał rywalizację z Chilijczykiem, członkiem Partii Socjalistycznej, Jose Miguel Insulza. Było to wydarzenie bez precedensu, ponieważ, jak dotąd w historii organizacji, nie wygrał kandydat wspierany przez Stany Zjednoczone.

Dodatkowo coraz częściej nowo utworzone latynoskie organizacje międzynarodowe nie zapraszały do członkostwa USA (m.in. ALBA, CELAC, UNASUR, Bank Południa).  Śmiało można postawić tezę, że okres rządów Busha był jednym z najgorszym, mając na względzie kontakty pomiędzy Waszyngtonem a stolicami południowoamerykańskimi. USA były w pewnym sensie izolowane na latynoskim obszarze. Zmiany miały nadejść wraz z wyborem na prezydencki urząd Baracka Obamy.

Obama na początku swojej prezydentury ogłosił, że zmienia sposób prowadzenia swojej polityki wobec Ameryki Łacińskiej, i jak widać po nawiązaniu historycznego porozumienia z Kubą, konsekwentnie prowadzi swoje działania. Niemniej, należy jednak pamiętać, że pierwsze lata urzędowania Obamy nie przyniosły przełomu w relacjach z krajami latynoamerykańskimi.

Już na początku swojej kadencji, administracja Obamy musiała przyjąć stanowisko wobec zamachu stanu w Hondurasie w 2009 roku. Na arenie międzynarodowej honduraski Golpe De Estado został jednogłośnie potępiony przez wszystkie państwa latynoamerykańskie, a także przez Stany Zjednoczone, które wstrzymały nawet pomoc finansową. Jednak Obama (co warto podkreślić za namową Hillary Clinton, która być może zostanie nowym prezydentem USA) szybko  uznały wybory zorganizowane przez rząd tymczasowy, a potem nowe władze w kraju.

Nadal utrzymywano napięte relacje z Wenezuelą, Boliwią, czy z Ekwadorem. Z tym ostatnim państwem podsycono jeszcze bardziej napięte już stosunki, po tym jak prezydent Ekwadoru Rafael Correa przyznał azyl polityczny Julianowi Assange’owi, założycielowi demaskatorskiego portalu Wikileaks, i zapowiedział, że rozważa możliwość przyznania azylu Edwardowi Snowdenowi. W 2012 roku, w czasie szóstego Szczytu Ameryk, który odbył się w Kolumbii, przywódcy krajów Ameryki Łacińskiej wyraziły solidarność wobec Kuby. Państwo to samo nie brało udziału w Szczycie, ze względu na silny sprzeciw Waszyngtonu. Do tego latynoskie kraje wyraziły poparcie dla Argentyny w jej konflikcie w sprawie Falklandów – Malwinów oraz opowiedziały się za zmianą polityki narkotykowej.

W 2013 roku, Biały Dom powołał nowego Sekretarza Stanu. Hillary Clinton zastąpił John Kerry, który już w swoim pierwszym przemówieniu  zaliczył „wpadkę”. W czasie przemówienia nazwał Amerykę Łacińską „amerykańskim podwórkiem” . Na całym kontynencie słowa te wywołały fale oburzenia – odebrano jako pełne pogardy i kolonializmu.

Ważnym wydarzeniem w relacjach Obama – Ameryka Łacińska była sprawa afery podsłuchowej PRISM, gdy wyszło na jaw że Stany Zjednoczone podsłuchują rządy różnych krajów, w tym własnych sojuszników. Ofiarą amerykańskich podsłuchów była również Brazylia. Ponadto Amerykańska Agencja Bezpieczeństwa Narodowego podsłuchiwała rozmowy telefoniczne i czytała prywatną korespondencję prezydent Dilmy Rouseff a także inwigilowano brazylijski koncern naftowy Petrobras. Podsumowując, pierwsze lata urzędowania Baracka Obamy w Białym Domu nie przyniosły znacznej poprawy relacji z krajami Ameryki Południowej i Środkowej.

Jednakże od 2014 roku administracja Obamy postawiła bardziej na politykę zapobiegania niekorzystnych dla Białego Domu zmianom wewnętrznym na Kubie i w regionie. Uświadomiono sobie, że amerykańska polityka wobec karaibskiej wyspy była nieskuteczna i zakończyła się fiaskiem. Do tego Hawana może być kluczem do poprawy relacji z resztą państw latynoskich. Pomimo że Kuba nie jest wielkim i bogatym państwem, to jednak nadal cieszy się szacunkiem i prestiżem, zwłaszcza wśród latynoamerykańskiej lewicy. Zmiany taktyki wobec regionu i komunistycznej wyspy, zaowocowało tym że prezydent Stanów Zjednoczonych 21 marca odwiedził Kubę i spotkał się z Raulem Castro. Była to pierwsza wizyta amerykańskiego prezydenta w tym kraju od 88 lat.

Nie już tak historyczna i sensacyjna, choć równie ważna, była także wizyta Obamy w Argentynie. Po 12 letnich rządów lewicowych peronistów, pod wodzą Kirchnerów (najpierw Nestoria, a następnie jego żony Christiny), w wyborach prezydenckich zwyciężył kandydat prawicy Mauricio Marci. Po 2001 roku, czyli w czasie wielkiego kryzysu gospodarczego Argentyny, rządy Kirchnerów dystansowały się od polityki Waszyngtonu i umacniały więzi z lewicowymi przywódcami w regionie. Teraz argentyńska polityka zagraniczna pod wodzą centroprawicowego przywódcy pójdzie inną ścieżką. Nowy prezydent drugiego co do wielkości państwa południowoamerykańskiego, już w czasie kampanii wyborczej, krytykował rząd chavitowski w Wenezueli i wspierał tamtejszą opozycję. Nawet żona głównego opozycjonisty wenezuelskiego, Leopolda Lópeza, skazanego na 14 lat więzienia za „akty przemocy” podczas manifestacji, świętowała zwycięstwo Macriego w siedzibie jego partii. Macri także kilkakrotnie głosił swój zamiar dołączenia gospodarki Argentyny z krajami Pacyfiku Alliance (Chile, Kolumbia, Meksyk i Peru) utrzymujące dobre bądź poprawne relacje z Białym Domem. Obecność Obamy w Argentynie to również sygnał do Chin i Rosji, które w ostatnim czasie zacieśniały relacje z Buenos Aires, że Biały Dom nie tylko zapomniał o Ameryce Południowej, lecz jest tam obecny. Wizyty na Kubie i Argentynie mogą okazać się ważne w naprawie stosunków USA-Ameryka Łacińska.

Ogólnie rzecz biorąc, po ponad dekadzie lewicowych rządów w Ameryce Łacińskiej, region ten może wkrótce przesunąć się na bardziej przyjaznej polityki dla USA. W Wenezueli w ostatnich wyborach parlamentarnych wygrała prawicowa opozycja, a Nicolas Maduro najprawdopodobniej nie dotrwa do końca kadencji. Prezydent Boliwii Evo Morales przegrał o włos referendum, które w razie wygrania mógłby startować w wyborach prezydenckich po raz czwarty, natomiast wobec prezydent Brazylii Dilmy Rousseff, zastosowano bardzo kontrowersyjny impeachment, w wyniku czego tymczasową głową państwa został Michel Temer. Jeżeli wierzyć informacjom WikiLeaks. Temer miał wcześniej przekazywać informacje Radzie Bezpieczeństwa Narodowego Stanów Zjednoczonych i amerykańskim wojskowym.

Brazylia, zwłaszcza za zarządów Partii Pracujących, skąd wywodzi się legendarny Lula Da Silva i Dilma Rousseff, w dyplomacji aktywnie odgrywała swoją tradycyjną rolę jako primus inter pares w Ameryce Południowej. Próbując stanąć się głównym hegemonem w regionie i ograniczać wpływy amerykańskie, „Latynoski Kolos” stał się członkiem prestiżowej grupy BRICS oraz Grupy G-20.  W 2004 roku odegrała aktywną rolę w utworzeniu MINUSTAH (Misji Stabilizacyjnej Narodów Zjednoczonych na Haiti) i przejęła dowództwo operacji wojskowych. Budowała sojusze regionalne z Wenezuelą, Argentyną, Ekwadorem, czy z Kubą. W 2008 roku, w Brazylii odbył się specjalny szczyt Państw członków Grupy Rio bez udziału Stanów Zjednoczonych, za to z udziałem Raula Castro. Brazylijska ambasada stała się schronieniem dla byłego honduraskiego prezydenta Manuel Zelayi, gdy ten został odsunięty od władzy w wyniku wojskowego zamachu stanu. Brazylijska dyplomacja ciągle ma ambicje, aby Brazylia (wraz z tzw. Grupą G-4 czyli z Niemcami, Japonią i Indiami) stała się stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ. Jak widać brazylijska aktywności międzynarodowej w XXI wieku, czyli w okresie rządów Luli i Rousseff, była niezwykle znacząca i stawiała realny opór wobec amerykańskiej hegemoni w Ameryce Łacińskiej.

W przypadku impeachmentu Dilmy Rousseff, Brazylia może podążyć tą samą ścieżką co Argentyna Mauricio Marciego. Będzie nadal chciała odgrywać rolę lidera na Ziemi Ognistej, jednocześnie może to być polityka bardziej przyjazna wobec Białego Domu. Bez wsparcia Brazylii w takie regionalne projekty jak UNASUR czy CELAC mogą stracić swą tożsamość, Wenezuela, Ekwador czy Boliwia utracą brazylijski parasol ochrony przed krytyką Ameryki.

Zachodzące zmiany w Ameryce Łacińskiej są korzystne z punktu widzenia Waszyngtonu. Najprawdopodobniej, gdy Barack Obama zakończy swą kadencję prezydencką, jego następca zastanie latynoski region bardziej  przyjazny  wobec  USA. Pytanie tylko brzmi w tej sytuacji, czy zachodzące zmiany będą także korzystne dla samej Ameryki Łacińskiej?

Zdjęcia: Todayonline.com

Tomasz Skowronek – komentator geopolityczny i publicysta, specjalizujący się w problematyce międzynarodowej w szczególności dotyczącej Ameryki Łacińskiej oraz Europy Południowej. Publikował m.in. na portalach Stosunki.pl, Histmag.org, Magazynkontakt.pl i Mediumpubliczne.pl, a także w miesięczniku „Stosunki Międzynarodowe”

 

Redakcja

Serwis Obserwator Międzynarodowy, jest niezależnym tytułem prezentującym wydarzenia i przemiany zachodzące we współczesnym świecie.

No Comments Yet

Comments are closed